Nadzieje wobec tego polityka były ogromne. Doskonale dostosowywał emocjonalność tonu swoich wypowiedzi do okoliczności. Potrafił tłumaczyć rzeczywistość i skutecznie bronił swoich tez, nieważne czy te dotyczyły gospodarki, polityki zagranicznej, praw pracowniczych czy polityki historycznej. W 2015 roku pojawił się na polskiej scenie politycznej wraz z innymi działaczami, którzy mieli odwrócić do góry nogami uniwersum polskiej polityki. Mamy jednak rok 2024 i podobnie jak 10 czy 15 lat temu karty rozdaje dwójka politycznych hegemonów – Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.
Rok 2015 – nowe nadzieje polskiej polityki
Rok 2015. Mamy wybory prezydenckie i wielką sensację. Zwycięstwo Andrzeja Dudy. Wydawało się, że jego najgroźniejszy konkurent, Bronisław Komorowski, zmasakruje wtedy jeszcze raczej anonimowego polityka Prawa i Sprawiedliwości. Kandydat popierany przez Platformę Obywatelską potraktował kampanię wyborczą po macoszemu, myśląc, że zwycięstwo ma w kieszeni. Nie pojawił się na pierwszej debacie, co nie spodobało się żadnemu z kandydatów. Musiał uznać wyższość polityka z drugiego szeregu PiS-u.
W wyborach parlamentarnych Prawo i Sprawiedliwość dalej rozdawało karty, poniekąd na fali sukcesu z wyborów prezydenckich. Pozycja Platformy Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej – dwóch sporych partii, nieco się zachwiała. Elektorat PO mógł przejąć ruch Kukiz ’15 i Nowoczesna Ryszarda Petru. Z kolei obok SLD powstała Partia Razem, która zbudowała poparcie na poziomie ponad 3%, co zapewniło jej subwencje, ale i pociągnęło na dno największą lewicową siłę w kraju – SLD. Mimo że kilkanaście lat wcześniej rządziło krajem, wylądowało pod progiem wyborczym. Sojusz Lewicy Demokratycznej doskonale widział wzrost notowań Razem i prowadził negatywną kampanię wyborczą swojej lewicowej, młodszej siostrze. Ta, poza efektem świeżości, na polską scenę polityczną wprowadziła także nowe, charyzmatyczne twarze. Zdecydowanie najbardziej rozpoznawalną jest Adrian Zandberg.
Zandberg z nowej partii Razem vs Nowacka ze starego SLD
Emanował pewnością siebie, spokojem, celnie punktował swoich kontrkandydatów. Swoje opinie podpierał konkretnymi informacjami. Oczarował internautów, którzy masowo zaczęli wskazywać go jako zdecydowanego zwycięzcę debaty. Zandberga doceniali także eksperci ds. wizerunku – Zbigniew Lazar stwierdził, że to właśnie jedynka z warszawskiej listy Razem zrobiła najlepsze wrażenie. Doskonale wypadł na tle pozbawionej kolorytu Barbary Nowackiej.
Dobrze obrazują to odpowiedzi obu polityków na pytania dot. stopnia zaawansowania partycypacji Polski w wojnę z tzw. Państwem Islamskim, które w tamtejszych czasach stanowiło realne zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności Europy.
Ja rozumiem, że pytanie pana redaktora jest pytaniem z tezą i panu redaktorowi bardzo by się podobała odpowiedź, że powinniśmy wysłać polskie wojskie lądowe to tu, to tam, żeby wzięły udział w konfliktach zbrojnych. Otóż to jest zły pomysł, a polityk, który spełniał nadzieje pana redaktora, Leszek Miller, który wysłał polskie wojska do Iraku, przyczynił się do dokładnie tej destabilizacji na Bliskim Wschodzie, której owoce zbieramy dzisiaj. Więc nie, wysyłanie wojsk w jedno, drugie albo trzecie miejsce to nie jest dobre rozwiązanie na prowadzenie polityki, która zapewni nam pokój i bezpieczeństwo. Jeżeli chcemy pokoju i bezpieczeństwa, to musimy zadbać o pomoc rozwojową, musimy odciąć grupom terrorystycznym tę pożywkę, na której one wzrastają, a one wzrastają na globalnych nierównościach, na niesprawiedliwości, na ubóstwie, na nierównych traktatach handlowych pomiędzy Europą a światem globalnego południa. Chcemy bezpieczeństwa, prowadźmy odpowiedzialną i solidarną politykę. – zadeklarował wówczas Adrian Zandberg.
Polska polityka międzynarodowa musi być wreszcie rozsądna, wyważona, oparta na współpraca i oparta na umiejętności dialogu. Dzisiaj tą osią naszej polityki międzynarodowej i dbaniem o nasze bezpieczeństwo jest Unią Europejska i interesy gospodarcze. Nie można prowadzić wyłącznie polityki opartej na emocjach, na fobiach i na nieracjonalnościach, ale na powiązaniu się gospodarczym z krajami ościennymi przede wszystkim, w szczególności z Niemcami, z którymi mamy szansę mieć dobrą wymianę gospodarczą. Taka polityka zapewnia nam, Polkom i Polakom, bezpieczeństwo. Musimy też dbać, oczywiście, o nasze bezpieczeństwo energetyczne i bezpieczeństwo płac. Problemy wielkiego tego świata, jakimi są faktycznie zagrożenie Państwem Islamskim, trzeba umieć zwalczać, umiejętnie walcząc, zarówno z biedą, jak i z terroryzmem już tam, w Syrii i w Erytrei. To będzie wielkie wyzwanie dla przyszłego rządu i całej społeczności międzynarodowej, ale też mówiąc o tym, nie może nam nigdy zniknąć z pola widzenia dobro polskiego żołnierza i bezpieczeństwo, zarówno Polek, Polaków – konwencja antyprzemocowa też pomaga nam w walce z religiami wojującymi. – opowiadała Barbara Nowacka.
Różnicę widać gołym okiem. Adrian Zandberg dokładnie wskazuje powody występowania takiej, a nie innej sytuacji, lekka uszczypliwość w kierunku Leszka Millera, konkretne odniesienie do historii, która to pokazała, że często „misje pokojowe” przynosiły efekt krótkotrwały bądź odwrotny do zamierzonego. Wyrazista, konkretna opinia brzmiąca: nie wysyłajmy naszych żołnierzy na wojnę!
Z kolei odpowiedź Barbary Nowackiej jest bardzo miałka, pozbawiona konkretów, wypełniona nic nie wnoszącymi ogólnikami. Polityczka Zjednoczonej Lewicy wykazała nadmierną ostrożność i unikała twardych deklaracji, z których w przyszłości ciężko byłoby się wycofać. To jednak nie jest cecha pożądana podczas kampanii wyborczej. Społeczeństwo ceni sobie konkretne, odpowiednie stanowiska. Każdy chce, by władze zadbały o bezpieczeństwo energetyczne i bezpieczeństwo płac – nie każdy wie, skąd jednak biorą się takie zagrożenia i w jaki sposób można je zneutralizować. Tego jednak w wypowiedzi Nowackiej zabrakło.
Razem okazało się całkiem interesującą ciekawostką. W tych wyborach pojawiły się także dwa, zupełnie nowe ruchy – Kukiz ’15 oraz Nowoczesna. Ugrupowanie znanego muzyka opierało się na antysystemowości i buncie. Jego lider nie bawił się za dużo w obiecanki, wielokrotnie wbijał szpile w Platformę Obywatelską czy Prawo i Sprawiedliwość. Z kolei Ryszard Petru, lider Nowoczesnej miał pod sobą jedną z bardziej liberalnych partii w historii polskiej polityki po okrągłym stole. Przekonywał zupełnie innym podejściem, niż te, które reprezentowały partie dotychczas funkcjonujące na polskiej scenie politycznej. Z jednej strony funkcjonował on w polityce, współpracował z Leszkiem Balcerowiczem, którego się kocha albo nienawidzi, z drugiej był jednak zupełną nowością. Wydawało się, że ma potencjał na wyparcie Platformy Obywatelskiej z politycznego topu, jednak dobrze wiemy jak wyglądały następne lata funkcjonowania obecnego posła.
4 lata bez lewicy
W 2015 roku pierwszy raz od 1989 mieliśmy Sejm bez jakiejkolwiek lewicowej siły. Koalicyjny próg wyborczy okazał się zbyt wysoko ustawioną poprzeczką dla Zjednocznej Lewicy. Na Partię Razem zagłosowało 3,66% wyborców – około 200 tysięcy mniej od, chociażby PSL-u, najstarszej partii w Polsce. Oznaczało to subwencje, ale oczywiście ugrupowanie Zandberga 4 lata spędziło poza Sejmem. Niemniej „potężny Duńczyk” dalej pozytywnie zaskakiwał, a jego ugrupowanie w dalszym ciągu budowało swoją renomę. Od czasu do czasu pojawiał się w mediach, dawał raczej pozytywne wrażenie.
Największe błyski talentu politycznego Adriana Zandberga
Doskonały przykład to jego słowna potyczka z Piotrem Strzemboszem w programie „Tak Jest” wyemitowanego w TVN24 w marcu 2018 roku. Otwarcie i celnie punktował politykę prowadzoną przez wówczas rządzące Prawo i Sprawiedliwość. Trzeźwo odpowiedział na wniosek środowisk zgromadzonych wokół Jarosława Gowina i Jadwigi Emilewicz skierowanego do prokuratury o sprawdzenie, czy Partia Razem nie propaguje komunizmu.
Zandberg nie miał problemu z „masakrowaniem” przedstawicieli prawicowych ugrupowań. Z czasem jednak Razem zorientowało się, że nie ma wystarczającej siły przebicia, by próbować samodzielnie startować w wyborach. W roku 2019 lewicowe siły połączyły się i po 4 latach nieobecności, wróciły do parlamentu z wynikiem 12,5%. Wydawało się, że potencjał na przejęcie elektoratu Platformy Obywatelskiej jest i to niemały. Ugrupowanie przechodziło jeden z większych kryzysów w swojej historii, który zakończył się powrotem do krajowej polityki Donalda Tuska.
Adrian Zandberg dalej robił pozytywne wrażenie, co pokazał, chociażby na mównicy sejmowej w kontrexpose do wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego. Wypadł zdecydowanie lepiej od starego wyjadacza Grzegorza Schetyny i przedstawicieli innych opozycyjnych ugrupowań. Jego przemówienie zrobiło furorę w internecie i raczej przyciągnęło pozytywne opinie.
Później jednak gdzieś stopniowo zanikał. Przed wyborami w 2023 miał swój błysk w programie Imponderabillia Karola Paciorka. Potem, Zandberga było coraz mniej – w telewizji, w internecie, na mównicy sejmowej. Pojawiło się wielu, bardziej charyzmatycznych polityków, którzy przyćmili polityka Razem. Zabrakło pewnej ciągłości, ale swoje zrobiła także sytuacja głębokiego pata w polskiej lewicy. Lata PRL-u wspominamy raczej z dużym niesmakiem. Siły postsolidarnościowe zawiodły społeczeństwo, które wybrało Sojusz Lewicy Demokratycznej. Partię, która w swoim peaku potrafiła notować 40% poparcia tylko po to, by w krótkim czasie zejść poniżej 10 pp. Na Lewicy ciążą zatem dwie klątwy – ta, która utożsamia ją z PZPR-em i druga, która utożsamia ją z Leszkiem Millerem i wszystkimi przekrętami, które w czasach SLD miały miejsce.
Kolejna kwestia to brak przychylnych jej mediów. TVN i TVP uśmiechają się bardziej do Platformy Obywatelskiej, TV Republika do Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacja przejęła internet. Lewica nie zadbała o swój medialny safespace i cóż, teraz już trochę za późno na działanie „u podstaw”. Jest kilka niszowych portali, ale one gromadzą raczej już zdecydowanych wyborców, których, nie oszukujmy się, zbyt wielu nie ma. Utwardzanie elektoratu to zabieg pożądany, ale co Lewicy po utwardzonych 2-3% elektoratu, skoro jakby nie patrzeć, celuje trochę wyżej?
Przez to wszystko Adrian Zandberg w swoim peaku miał spore, naturalne utrudnienia. Teraz nieco mniej widzimy go w mediach, stał się postacią drugiego planu. Przed wyborami parlamentarnymi kampanii za bardzo nie robił. W Warszawie dużo bardziej widoczna była Dorota Olko, ta sama, która teraz opuściła szeregi Razem.
Czy Zandberg ma szanse wrócić na polityczny szczyt?
O Zandbergu masakrującym Morawieckiego, wygrywającym dyskusje polityczne z prawicowymi politykami, wyróżniającym się na debacie przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku trochę zapomnieliśmy. Teraz, współprzewodniczący partii Razem ma kolejną szansę na wielki powrót. Partia Razem wyszła z Klubu Lewicy i oficjalnie skończyła wspierać rząd.
Przewodniczący Razem przed wyborami prezydenckimi, może sprawić, że będziemy mieli dwóch, lewicowych kandydatów na prezydenta. Partia ma wielu pracowitych, widocznych w lokalnych społecznościach działaczy, ale w skali całego państwa, najbardziej popularny jest wciąż Adrian Zandberg. To człowiek, który potrafi kreować swój wizerunek, umie merytorycznie dyskutować i bronić swoich racji. W końcowym rozrachunku mógłby trochę zamieszać.
Póki co talent polityczny Adriana Zandberga nieco się marnuje. Wyjście Partii Razem z koalicyjnego klubu Lewicy to, nie oszukujmy się, ostatnia deska ratunku dla polityka, który niespełna 10 lat temu wprowadził na polską scenę polityczną coś świeżego. Jeżeli efekty decyzji podjętych na weekendowym kongresie partii Razem nie przyniosą żadnych zmian w funkcjonowaniu Zandberga w przestrzeni publicznej, wówczas stanie on na krawędzi politycznej przepaści.
Magadena Biejat, Dorota Olko, Joanna Wicha, Daria Gosek-Popiołek i Anna Górska zdecydowały się na dalszą współpracę z Nową Lewicą. Adrian Zandberg został postawiony pod ścianą. Wykonał ruch i zasygnalizował, że wciąż istnieje, chce budować alternatywę dla dominującej lewicowej siły na polskiej scenie politycznej. Czy to się uda? Przekonamy się wkrótce.
Fot. nagłówka: Michał Radwański I Flickr.com
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.