Pamiętam, że w moim dzieciństwie na lekcjach religii, kiedy tylko zbliżał się listopad, poruszany był tradycyjnie temat uroczystości Wszystkich Świętych. Wraz z tym tematem poruszano kwestię Halloween. Odpowiedź katechety na pytanie „czy można?” brzmiała rzecz jasna zawsze „nie można”. A odpowiedź na kwestię „dlaczego?” brzmiała: „bo to pogański, szatański zwyczaj” itp.
Hejt wszelkiej maści tradycjonalistów na praktykowanie Halloween pojawił się najpewniej wraz z zawitaniem samego zwyczaju do kraju nad Wisłą. To przybyłe z Zachodu novum, będąc niezrozumiałym dla ludzi zakorzenionych w naszej polskiej tradycji, od razu musiało zostać przez nich odrzucone (podobnie jak wiele rzeczy przybyłych ze świata zachodniego, a niepasujących do konserwatywnego, kościelnego oglądu rzeczywistości). Bo co dobrego miałoby przynieść przebieranie się za postacie z dzieł popkultury i chodzenie od drzwi do drzwi w poszukiwaniu cukierków? I to jeszcze w rocznicę największego zamachu na dobro Kościoła rzymskiego, czyli Święto Reformacji!
Pomimo różnych jaskrawych przykładów tradycjonalistycznej halloweenofobii, takich jak ta słynna petycja o kryminalizacji obchodów Halloween, w tym roku myślałem, iż w końcu cały ten hejt na praktykowanie tego anglosaskiego zwyczaju uleciał gdzieś z publicznej przestrzeni wraz z upływem czasu. Jednak czytając dziś (tj. w samo Halloween) artykuł na stronie jednego z ogólnopolskich dzienników opiniotwórczych, marzenie to legło w gruzach.
Jak donosi Gazeta Wyborcza, w pewnej krakowskiej szkole podstawowej w jednej z klas trójka klasowa zamierzała zorganizować na godzinie wychowawczej zabawę halloweenową. Fakt ten nie spodobał się jednemu z rodziców, który postanowił – niczym funkcjonariusz hiszpańskiej inkwizycji – przeciwdziałać plenieniu się tej herezji. Złożył on skargę do jakże znanej w całej Polsce małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak. Znanej ze swojej ogromnej niechęci do postulatów środowisk LGBT, czy też nazwania Uniwersytetu Jagiellońskiego „agencją towarzyską”, albowiem uczniowie przy rozwiązywaniu jednej z ankiet mogli wybrać w pytaniu o płeć opcje inne niż mężczyzna lub kobieta. Pani kurator rzecz jasna zainterweniowała i impreza została odwołana.
Czy rzeczywiście dzieci te zostały uchronione przed jakąś formą deprawacji, czy też po prostu pozbawiliśmy je możliwości dobrej zabawy ze swoimi rówieśnikami? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest – dla osób myślących zdroworozsądkowo – jak najbardziej oczywista. Najsmutniejszym dla mnie aspektem tej sprawy jest fakt, że oto takie przypadki przyprawiać mogą ludziom, którzy chcą dbać o tradycję łatkę oszołoma. Podczas gdy tradycja jest przecież ważna, to ona daje nam tożsamość, to ona sprawia, że mamy swoje korzenie.
Apel do wszelkiej maści tradycjonalistów: ochrona tradycji nie polega na strachu przed nowym i na zakazywaniu tego nowego. Ochrona tradycji polega na pokazywaniu, że stare jest równie dobre, jak nowe.