Już od kilku dobrych lat głośno jest o fotowoltaice. Jadąc przez miasto, wieś czy tereny niezabudowane, co chwilę widzimy panele słoneczne na dachach i na gruncie. To, jak najbardziej, dobry znak – dzięki fotowoltaice zwiększa się udział odnawialnych źródeł energii w ogólnej produkcji prądu elektrycznego. Fotowoltaika niesie za sobą korzyści dla użytkowników, którzy z czasem stają się niezależni od podwyżek cen prądu i awarii w elektrowniach, a ich rachunki za prąd redukują się do minimum. Jednak, co może nawet bardziej istotne, to także świetne rozwiązanie dla naszej wspólnej przyszłości – nie od dziś wiadomo, że to właśnie odnawialne źródła energii są tymi, z których powinniśmy korzystać, aby przykładać się do walki z globalnym ociepleniem i szeregiem zmian klimatycznych. I choć hasło „fotowoltaika to przyszłość” brzmi obrzydliwie banalnie, przemielone przez handlowców z firm montujących instalacje, jest w nim dużo prawdy.
Pracując w branży powiązanej z fotowoltaiką, niemal codziennie spotykam się z głosami ludzi, którzy szczerze wierzą w pozytywne aspekty tego rozwiązania i cieszą się z rozwoju instalacji na polskim rynku. Mają jednak jedno, bardzo zresztą słuszne, „ale” – wkrótce przechodzenie na OZE nie będzie opłacalne. Nie chodzi tu o ceny paneli, a o nowe przepisy, które zapowiada Ministerstwo Klimatu. Resort chce wprowadzenia opłaty za odbieranie z sieci nadwyżki wyprodukowanej przez instalacje energii. Aby wyjaśnić, na czym polega problem, przyjrzyjmy się na chwilę obecnym warunkom bycia prosumentem.
Prosument to osoba, która jednocześnie produkuje energię i z niej korzysta. Kiedy właściciel gospodarstwa domowego posiada instalację fotowoltaiczną, korzysta z wygenerowanej przez nią prądu. Nadwyżka energii, wyprodukowana na przykład w szczególnie słoneczne dni, przesyłana jest do sieci. Jeśli instalacja nie wygeneruje wystarczającej ilości prądu, chociażby podczas mocno pochmurnych dni, prosument odbiera z sieci do 80% energii, którą wcześniej tam oddał. Taki odbiór odbywa się, oczywiście, bez ponoszenia kosztów przez właściciela instalacji. Dlaczego? Ponieważ de facto jest to JEGO prąd, wyprodukowany dzięki JEGO instalacji, za którą ON zapłacił – często niemałe pieniądze. Czy mógł skorzystać z państwowych dofinansowań? Tak, ale owe dofinansowania biorą się z podatków, które również prosument musi państwu regularnie płacić. Sprawiedliwe wydaje się więc, że nie musi on płacić za odbieranie z sieci „swojego” prądu.
Sprawiedliwość to jednak określenie, które dla polskiego rządu dawno straciło jakąkolwiek wartość. Pomysł pobierania opłat za odbieranie energii przez prosumenta* jest absurdalny, bo zniechęca obywateli do wybierania ekologicznych rozwiązań. Do tej pory nawet osoby niekoniecznie zainteresowane środowiskiem stosunkowo łatwo było zachęcić do przemyślenia opcji OZE ze względu na możliwość dużych oszczędności na rachunkach za prąd. A walka z globalnym ociepleniem powinna znajdować się na liście priorytetów rządu cywilizowanego państwa, chcącego zapewnić godną przyszłość kolejnym pokoleniom. Natomiast w momencie, kiedy człowiek musi płacić zarówno za założenie paneli, jak i za zgodne z przeznaczeniem korzystanie z nich, staje się to dla niego coraz mniej opłacalne, a zainteresowanie energią odnawialną zaczyna być grą niewartą świeczki. Można próbować przekupić obywateli ich pieniędzmi, proponując na przykład dofinansowania z programu „Mój Prąd”, ale czy zamiast tego nie lepiej byłoby, najzwyczajniej w świecie, traktować ich z szacunkiem?
*nowe warunki dotyczyć mają osób decydujących się na fotowoltaikę od roku 2022. Właściciele gospodarstw domowych, zakładający instalacje do końca bieżącego roku mają otrzymać 15 lat gwarancji działania na dotychczasowych zasadach.
O autorze
Interesuję się psychologią, procesami społecznymi i marketingiem, a moją największą pasją jest teatr. Pracuję nad różnymi projektami artystycznymi, działam też w lokalnym sztabie WOŚP i Młodych Libertarianach.
Tak jak co jakiś czas nie wiadomo czy dotacje rządowe 'mój prąd’ będą przedłużane… Temat fotowoltaiki w Polsce jest niestety źle traktowany przez rząd. Pamięta ktoś 1 000 000 samochodów elektrycznych?
Możliwość komentowania została wyłączona.