Całkiem niedawno do polskiego Sejmu trafił obywatelski „Tak dla rodziny, nie dla gender”, który zakłada wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej. Konwencja stambulska jest oczywiście na tyle kontrowersyjnym tematem, że nikogo nie zdziwi gorąca dyskusja, do której doszło w niższej izbie parlamentu w tej sprawie, zwłaszcza że byłby to kolejny cios dla kobiet, zaraz po ograniczeniu praw aborcyjnych. Tym, co szczególnie przykuło moją uwagę podczas owej debaty, była wypowiedź posłanki KO Moniki Rosy, która użyła niezbyt sensownego hasła „przemoc ma płeć”. Nie była to zresztą jedyna wypowiedź o takim wydźwięku użyta podczas tego posiedzenia. Zwrot ten jest zaprzeczeniem tego, o co walczy wymieniona polityczka, jak i inne posłanki KO i Lewicy, ale właściwie niewiele się to różni od wypowiedzi przedstawicieli Konfederacji sugerujących, że w Polsce nie potrzeba konwencji antyprzemocowej. Oczywiście daleki jestem od twierdzenia, że mężczyźni są w naszym kraju bardziej dyskryminowani niż kobiety, bo byłaby to zwykła nieprawda, ale zwracam uwagę na fakt, że przemoc wobec mężczyzn jest również poważnym problemem społecznym.
Zacznijmy od rozprawienia się z hasłem „przemoc ma płeć”. Ten szkodliwy zwrot jest regularnie używany, żeby pokazać, że to mężczyźni są głównymi sprawcami przemocy. Teza ta znajduje odzwierciedlenie w danych policyjnych, ale według tych samych danych Polska ma jeden z najniższych współczynników przemocy domowej, a jak większość z nas wie, jest to spowodowane lękiem ofiar przed zgłaszaniem tego organom ścigania. Ponadto hasło to sugeruje, że kobieta nie może być sprawcą przemocy, a co za tym idzie, każdy przypadek, w którym to przedstawicielka płci pięknej znęca się nad kimś, nie zostanie potraktowany poważnie. Oczywiście kobiety zwykle nie będą stosować przemocy fizycznej, ale za to znacznie częściej wykorzystują przemoc psychiczną, którą trudniej udowodnić, ponieważ nie zostawia ona widocznych śladów na ciele. Stworzenie obrazu, w którym tylko mężczyzna odpowiada za przemoc, szkodzi ofiarom i w pewnym stopniu zapewnia ochronę sprawczyniom.
Nie pomaga tutaj również fakt, że temat przemocy wobec mężczyzn nie jest obecny w tzw. mainstreamie. Jedyną polityczną siłą, która o tym mówi, jest Konfederacja, ale to akurat bardziej szkodzi i naraża cały problem na śmieszność, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę zabiegi tej partii mające na celu wypowiedzenie konwencji stambulskiej. Cisza, która rozpościera się nad kwestią przemocy wobec mężczyzn, prowadzi do tego, że ofiary często boją się zgłosić po pomoc, a jak wszyscy wiemy, w celu zwalczenia plagi przede wszystkim trzeba prowadzić akcje uświadamiające o zagrożeniu i doprowadzić do normalizacji szukania pomocy w takich przypadkach oraz podania informacji, gdzie taką pomoc można otrzymać. O ile w przypadku przemocy wobec kobiet droga, którą musimy jeszcze przejść do tego celu, jest daleka, o tyle tej w przypadku mężczyzn jeszcze nawet nie zaczęliśmy jej szukać. Nie pomaga w tym również stereotyp prawdziwego macho, który jest aż nadmiernie promowany w naszej kulturze, podobnie jak wspomniane powyżej hasło „przemoc ma płeć”.
Przemoc nie jest jednak jedynym polem, w którym mężczyźni są gorszej sytuacji od kobiet. Kolejnymi przykładami mogą być molestowanie i gwałt. W tym wypadku również panują podobne mechanizmy, co w przypadku przemocy, czyli chociażby przeświadczenie wielu osób, że mężczyźni są głównie sprawcami gwałtów, a sam temat jest rzadziej poruszany niż ten opisany wyżej. W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę także na coś innego – wpływ popkultury. Mam tutaj na myśli popularny serial Netflixa „Bridgertonowie”, a dokładniej jedną ze scen, w której to główna bohaterka dokonuje gwałtu na swoim partnerze (zmusza go do dojścia w niej, choć doskonale widać, że on tego nie chciał). W następstwie twórcy postanowili zrobić z niego tego złego, a jego oburzenie na sprawczynię zostało uznane za przesadne. Abstrahując od tego, że do odwrotnej sytuacji w serialu nie mogłoby dojść, wciąż dziwi mnie, że mało kto się tym właściwie przejął. Nie mówię tutaj, że tej sceny nie powinno być, bo prywatnie jestem za naprawdę dużą wolnością artystyczną, ale chcę zwrócić uwagę na to, że reakcja społeczeństwa w odwrotnej sytuacji byłaby znacznie bardziej radykalna.
Powtórzę, że nie napisałem tego artykułu, by sugerować, że mężczyźni mają gorzej od kobiet, bo jest to oczywista nieprawda. Chcę tylko pokazać, że grupy społeczne, które są uprzywilejowane, również mogą zostać ofiarą systemu, a społeczeństwo częściej bagatelizuje takie sytuacje. Przemoc jest przemocą, a gwałt gwałtem, niezależnie od tego, kto jest sprawcą, a kto ofiarą.
O autorze
Uczeń III klasy o profilu prawniczym w V LO w Krakowie, członek zarządu oddziału krakowskiego OFM, pasjonat polskiej polityki, tenisista, ale tylko rekreacyjnie, miłośnik dobrego kryminału, liberał