Przejdź do treści

Jeden wielki smród, czyli potrzeba zmian w gospodarce energetycznej

Na profilu „myPolitics” w serwisie Facebook oglądałem niedawno fragment rozmowy, czy też debaty, pomiędzy reprezentantami młodzieżówek i kandydatem na prezydenta RP Waldemarem Witkowskim. Przewodniczący Unii Pracy stwierdził, że węgiel w elektrowniach nie jest aż tak szkodliwy, ze względu na obecne tam liczne filtry, w przeciwieństwie do palenisk domowych. Tak jak bardzo pana przewodniczącego szanuję, tak tutaj nie zgodzę się z przedstawionym poglądem. Nie dość, że nie ma już czasu na półśrodki, bo dewastacja środowiska naturalnego postępuje z dnia na dzień, to energetyczna gospodarka węglowa nie ma przyszłości. Niestety, mimo że jestem przeciwnikiem m.in. pojazdów elektrycznych, które odbierają ducha prawdziwej motoryzacji, to niestety taka będzie nasza przyszłość – zasoby naturalne prędzej czy później się skończą. Jeśli człowiek nie wymyśli skutecznego substytutu to niestety, ale jedynie źródła odnawialne lub atom zapewnią bezpieczny dostęp do energii.

Od wielu już lat serce polskiego prądu, czyli Elektrownię Bełchatów, uważa się za największego truciciela w Europie. Zarządca obiektu stara się o koncesję na nową kopalnię odkrywkową węgla brunatnego, gdyż ta w Szczercowie jest już na wyczerpaniu złóż. Do tego, w związku z polityką Europejskiego Zielonego Ładu, opłaty za produkcję tzw. brudnej energii będą stale rosły. Nie dziwią w tym przypadku słowa Antoniego Macierewicza, że w miejscu obecnego kopciucha powstanie elektrownia atomowa. Tutaj także można mieć pewne wątpliwości, gdyż obecna technologia generatorów może ulec w perspektywie 50 lat pozyskiwaniu energii z rozpadu wodoru. Niestety, ale na społeczeństwie wciąż odbija się katastrofa elektrowni w Czarnobylu z 1986 roku. Co z tego, że w Stanach Zjednoczonych już wcześniej dochodziło do awarii, a stosowana obecnie technologia zapewnia o wiele wyższy stopień bezpieczeństwa; w Żarnowcu do dziś stoi tylko ruina. Polska to bardzo konserwatywny kraj, o czym świadczy właśnie chociażby niechęć do atomu.

Źródło: pixabay.com

Spójrzmy jeszcze pod innym względem: rząd niewiele robi, aby sytuację zmienić i zapewnić stałość dostaw energii. Program Mój prąd nie jest rozwiązaniem optymalnym, szczególnie w przypadku ludzi starszych, którzy nie chcą inwestować niemałych przecież pieniędzy w coś, co zwróci im się w perspektywie kolejnej dekady. W przypadku kredytów na montaż fotowoltaiki (która moim zdaniem jest optymalna dla tworzenia samowystarczalnych gospodarstw domowych) nie działa już magia pożyczki. Po prostu: banki nie są skore ich teraz dawać, a i pojawia się coraz więcej głosów, że taki zachodni styl życia za cudze pieniądze nie jest korzystny dla samego kredytobiorcy. Poza tym na poziomie lokalnym nie dzieje się najlepiej. Kolejne stawiane oczyszczacze powietrza lub stacje pomiaru jego jakości nie dają bezpośrednich korzyści. Dużo lepszym byłoby ufundowanie z tych środków kilku nowoczesnych rozwiązań w gminie, jak zmiana metody ogrzewania dla najuboższych mieszkańców. Przeciwnicy odezwą się, że to niesprawiedliwe, bo oni też chcą wtedy wymiany za darmo. Ja pozwolę sobie odeprzeć argumentem, że taka polityka zaowocowałaby wreszcie likwidacją problemu, a nie zacieraniem negatywnych skutków.

W tym tempie ta opieszałość może przerodzić się w sytuacje rodem z Korei Północnej, czy Wenezueli, gdzie prąd jest racjonowany w danych godzinach, czy nawet dniach. W dziedzinie energetyki da się zauważyć największą bolączkę naszych krajan – myślenie na krótką metę i łagodzenie skutków, zamiast likwidacji źródła problemu.

Źródło: pixabay.com

Możemy wziąć przykład z innych krajów europejskich: ciekawie rozwiązane kwestie energetyczne ma chociażby Szwecja. Jedną z gałęzi jest przetwórstwo odpadów, które poza prądem uzyskanym w wyniku spalania, ma szereg kolejnych zastosowań, jak produkcja biogazu czy żużlu. Wynikają z tego podwójne korzyści, bo takie rozwiązanie pozwala również pozbyć się znaczącej części śmieci, które, zalegając na wysypiskach, jednoznacznie negatywnie oddziałują na środowisko. Do tego wspomniane OZE oraz gaz ziemny i można stworzyć całkiem przyjemną dla otoczenia, ale przede wszystkim stałą w perspektywie następnych lat, bazę energetyczną kraju. Do 2050 roku UE chce stać się neutralna klimatycznie, zgodnie ze wspomnianym już wcześniej Europejskim Zielonym Ładem. Bez wdawania się nawet w analizy finansowe, a podchodząc do problemu logicznie, jasne staje się, że potrzebne jest natychmiastowe działanie. Przecież płacenie kar za nadużycia nie ma sensu, kiedy te środki można, a nawet trzeba przeznaczyć na całkowitą reformę sposobu pozyskiwania energii w Polsce.

To, co powinno zostać zrealizowane w latach 90. XX wieku, musi rozpocząć się już dziś. Trzydzieści lat bierności to wystarczająco długi czas. Niestety, ale górnicy i pracownicy obecnych elektrowni w większości stracą zatrudnienie. Z wyprzedzeniem należy ich przystosowywać do ponownego zagoszczenia na rynku pracy tak, by byli konkurencyjni. Błędy poprzedniego systemu należy stale korygować, nie można tych ludzi zostawić samych sobie, co nie podlega żadnej dyskusji. To wszystko trzeba przeprowadzać łagodnie, bo wiadomo jak długi to proces, ale zarazem nie cofając się ani trochę. Rezygnacja z węgla jest niezbędna, natomiast nie jest już tak istotne, co konkretnie stanie się zastępstwem dla tego paliwa. Bowiem wszystko doprowadzi do poprawy – nawet jeśli będzie to niewielki krok naprzód, dalej jest wart postawienia. W końcu każdy bieg zaczyna się właśnie od pierwszego kroku…

Artykułu Kamila Janica o tej samej tematyce

O autorze

Uczeń II klasy IX LO im. C. K. Norwida w Częstochowie. W redakcji od samego początku. Pasjonat sportu, początkujący sędzia piłki nożnej. Lubi przeczytać dobrą książkę. Poza tym fan gier strategicznych i RPG. Zwolennik ruchów lewicowych. Laureat Częstochowskiego Przeglądu Poezji "Zapałki 2021". Autor bloga co-dziennik.pl