Przejdź do treści

„Dojrzewanie” – lekcja życia, której potrzebujemy

Kadr z serial "Dojrzewanie"

Współczesne kryminały rzadko silą się na narracyjne eksperymenty. W morzu schematycznych opowieści, gdzie śledztwo prowadzi nas krok po kroku do rozwiązania zagadki, serial „Dojrzewanie” idzie w zupełnie innym kierunku. To historia o zbrodni i karze. Tylko tym razem pokazane zostaje, że zbrodnia i kara dotyka nie tylko ofiary i sprawcy.

Zaczyna się jak thriller – o świcie do domu Millerów wchodzą uzbrojeni policjanci. Trzynastoletni Jamie zostaje aresztowany. Wiemy, że ktoś zginął. Wiemy, że to Jamie zadał ciosy. To nie historia z gatunku „whodunnit”. Zamiast „kto zabił?”, kluczowe pytanie brzmi „dlaczego?”. I to ono będzie nas boleśnie drążyć przez wszystkie cztery odcinki tej opowieści.

Imponujący w każdym calu

Mistrzowsko napisany scenariusz, brawurowo zagrane role i imponująca realizacja. Cztery odcinki, cztery mastershoty. Nakręcenie „Dojrzewania” było niebywałym przedsięwzięciem operatorskim i logistycznym. Każdy z odcinków kręcono bez cięć, bez przerw w pracy – jeden mały błąd i trzeba było zacząć od początku. Efekt jest niesamowity. Kamera nie odpuszcza, nie odwraca wzroku. Zmusza nas, byśmy siedzieli z rodziną Millera, czuli ich ciszę, ich rozpacz, ich próbę zrozumienia i nauki życia w nowej rzeczywistości i pogodzenia się ze starą.

„Dojrzewanie” to z jednej strony popis operatorski, a z drugiej aktorski – i nie chodzi tylko o wybitną rolę Stephena Grahama (ojciec Jamie’ego), ale przede wszystkim o debiut Owena Coopera. Jamie jest jednocześnie bezbronny i przerażający. Dziecko, które gdzieś po drodze stało się potworem. Jego ciało mówi więcej niż słowa – zamknięty w sobie, kulący się pod wzrokiem dorosłych, by nagle w następnej chwili wybuchnąć.

Scenariusz, jakich mało

Scenariusz Jacka Thorne’a jest bezbłędnie zbudowany. Każde słowo, każdy gest, a nawet tapeta na ścianie w pokoju Jamie’ego ma znaczenie. Widz nie wie więcej niż bohaterowie i właśnie dlatego cierpi razem z nimi. W napięciu i z poczuciem bezradności. Serial nie prowadzi nas za rękę, nie tłumaczy niczego wprost – każe nam doświadczać, interpretować, czuć.

To pokazuje, że w tej produkcji Netflixa chodzi przede wszystkim o próbę zrozumienia, skąd się bierze przemoc, jak ją rodzi i napędza świat, który tworzymy.

Lekcja o dojrzewaniu

„Dojrzewanie” wywołało ogólnokrajową debatę w Wielkiej Brytanii. O serialu wypowiadają się nie tylko krytycy, ale też funkcjonariusze policji, premier, psychologowie, dziennikarze. Bo nie da się go zamknąć w formie „kryminału”. To wiwisekcja społeczna. Opowieść o tym, jak chłopiec staje się sprawcą – i jak cały system, świadomie lub nie, kształtuje w nim przemoc.

Jamie ma wszystko, co powinno chronić: wspierających rodziców, stabilny dom, kolorowy pokój, pluszowego misia. Ale to złudzenie bezpieczeństwa. W szkole – szykany, w internecie – manosfera*, w słuchawkach – głosy redpillowych** guru. Nikt nie zauważył, jak w chłopcu, który nie grał dobrze w piłkę, powoli rodziła się pogarda, frustracja i mizoginia. Katie – jego koleżanka, jego ofiara – nazwała go incelem.*** Czy była okrutna? Może. Bardziej przerażające jest to, jak bardzo Jamie się z tą łatką utożsamił. „Nikt mnie nie chce” – mówi, ale w jego głosie nie ma smutku. Jest złość. Zemsta. Poczucie upokorzenia, które musi znaleźć ujście.

Kadr z serial „Dojrzewanie”Fot. IMDb

W tym sensie serial „Dojrzewanie” nie pokazuje nam tylko jednostkowego dramatu. To opowieść o epidemii. O wzroście przestępstw motywowanych nienawiścią do kobiet. O pokoleniu chłopców, których edukuje TikTok. Którzy uczą się męskości od Andrew Tate’a. Którzy nie mają wzorców, więc tworzą własne – pełne przemocy, dominacji, nienawiści.

W trzecim odcinku pojawia się psycholożka dziecięca, która próbuje wydobyć z Jamiego jego motywy. To najlepszy fragment całego serialu. Jej spokojne, uważne podejście zderza się z chłopcem, który sam już nie wie, czy chce być ofiarą, czy oprawcą. W jednej scenie szuka współczucia, w kolejnej próbuje ją upokorzyć. Jakby był jednocześnie zagubionym dzieckiem i wcieleniem manosfery. To scena, po której trudno się otrząsnąć.

Rodzice i pytania bez odpowiedzi

Najbardziej rozdzierająca pozostaje jednak perspektywa rodziców. Serial nie daje im taryfy ulgowej, ale też nie skazuje ich na potępienie. Mandy i Eddie są do bólu ludzcy. Kochający, zapracowani, nieidealni. Eddie chciał, by Jamie był „twardszy”, Mandy – by był szczęśliwy. Żadne z nich nie wiedziało, co dzieje się za drzwiami jego pokoju. A może nie chcieli wiedzieć? Bo przecież miał misia. Bo przecież nie pił, nie ćpał, nie uciekał z domu. Przecież „Siedział w swoim pokoju. Tam nic mu nie groziło”.

Ostatnia rozmowa rodziców Millera to jedna z najmocniejszych scen serialu. Widać w niej ich rozpacz, poczucie bezradności i wyrzuty sumienia, że coś przegapili. Z jednej strony szukają usprawiedliwienia dla siebie, z drugiej próbują pogodzić się z myślą, że gdzieś po drodze zawiedli. Szukają odpowiedzi i nie znajdują ich. Bo jak wytłumaczyć, że ich ukochany syn stał się zabójcą? Jak odpowiedzieć na pytanie, co poszło nie tak – jeśli robili wszystko dobrze?

Wyciągnijmy wnioski

„Dojrzewanie” powinni zobaczyć wszyscy. Rodzice, nauczyciele, psychologowie, ale też my – zwykli widzowie, którzy czasem nie zadają pytań, bo się boją odpowiedzi, albo nawet nie sądzą, że pewne zjawiska mogą się wydarzyć. To nie jest serial, który rozbawi czy ukoi. Ale to może być produkcja, która coś zmieni. O ile o niej nie zapomnimy, gdy minie hype.

To mały krok, ale może pierwszy z wielu. Może po tym serialu ktoś porozmawia z synem. Albo z kolegą, który zażartował „niewinnie”. Może ktoś przestanie scrollować i zacznie słuchać. Bo w świecie, w którym dzieci uczą się o płci i miłości z memów i podcastów redpillowych influencerów, to właśnie słowo i obraz mogą być ostatnią linią obrony.

 

Pojęcia, które warto znać:

* Manosferasieć męskich społeczności internetowych, na których dominują mizoginiczne poglądy, zbudowany na przekonaniu, że feminizm prowadzi do upadku cywilizacji.  Ten prawicowy obieg pełen jest dyskusji o „prawdziwej męskości”, żalu do kobiet i pragnienia radykalnej zmiany.

** Filozofia Redpill – jest główną zasadą manosfery, która dotyczy konfrontacji mężczyzn z feminizmem. Jej zwolennicy nie tylko deprecjonują i poniżają kobiety, ale też są przekonani, że to właśnie mężczyźni są ofiarami systemowej opresji ze strony kobiet.

*** Incel – osoba należąca do internetowej subkultury, która postrzega siebie jako niezdolną do nawiązania relacji romantycznej lub seksualnej, mimo pragnienia bliskości. Fora inceli są pełne frustracji, mizoginii i poczucia niesprawiedliwości wobec świata.

 

Fot. nagłówka: IMDb

O autorze

Studentka dziennikarstwa i medioznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Kocha literaturę i herbatę cytrynową, a każdą wolną chwilę najchętniej spędzałaby w podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *