Zespół jazzowy „Omasta” zagrał w młodzieżowym domu kultury im. Andrzeja Bursy w Krakowie. Poza kawałkami, które prezentowali do tej pory, fani otrzymali przedsmak zapowiedzianej płyty.
„Omasta” to grupa młodych muzyków z Krakowa, w składzie: Bruno Sikorski (fortepian), Wojciech Roman (gitara basowa), Antoni Blumhoff (flet, saksofon sopranowy), Nikodem Wikieł (perkusja), Paweł Kowalik (trąbka). Zespół grał na jednej scenie z Leszkiem Żądło, Peją, a także supportował Slum Village. Swoje koncerty wykonywali w Polsce, jak i zagranicą (Jazz Cafe – Londyn, Gent Jazz Festival – Gandawa, Belgia). Stworzyli oni swój unikalny styl, łącząc klasyczny jazz z rytmicznymi dźwiękami, wręcz hiphopowymi. Tym razem zagościli 26 października 2024 w krakowskim domu kultury w ramach Huty Jazzu.
Koncert
Bilety były darmowe, można było je otrzymać dwa tygodnie przed samym wydarzeniem. Wystarczyło zgłosić się do sekretariatu domu kultury. Na miejscu czekała już obsługa gotowa do pomocy w odnalezieniu sali, w której miał się odbyć koncert.
Na widowni wszystkie sprawne krzesła były zajęte (zdarzało się, że krzesło było podzielone na części), kilka osób stało w wejściu. Rozglądając się po sali dało się dostrzec różnice wiekowe odbiorców. Widziałem zarówno dorosłych, studentów, jak i licealistów. Wszyscy zebrani w jednym miejscu czekali na muzyków, zewsząd unosiły się rozmowy. Na zamglonej scenie widniały instrumenty i mikrofony. Po chwili zgasły światła nad widownią, na scenę weszli muzycy, każdy do swojego instrumentu. Stopniowo rozmowy przechodziły w szepty, a szepty w ciszę. Przez kilka sekund na sali nie wydobył się żaden dźwięk. Po kilku sekundach zabrzmiała perkusja, a za nią pozostałe instrumenty.
Czułem, jak ich dźwięki rozmawiają, przechodzą między sobą, raz płynnie, raz jakby któryś się wtrącił, lecz nie burzył całości. Z czasem uznałem, że tańczą, wyrywają się do tego, niektóre się powstrzymują. Widziałem, że dwa siedzenia ode mnie chłopak z widowni cały poruszał się w rytm dźwięków. Niektórzy kręcili głowami, uderzali rytmicznie swoimi rękami. Dołączali się do tego tańca. Muzyka przejęła całą salę.
Momentami zwalniali, przypominało to spacer. Myślałem, że próbują odbiorców gdzieś zaprowadzić, ale gdzie? Nie dało się przewidzieć dźwięków, ale gdy następowały po sobie sprawiały satysfakcję. Mógłbym to porównać do mistrzowskich partii szachów, gdzie każdy ruch ma cel i prowadzi do przemyślanej akcji. A gdy następowały momenty szczytowe, przechodziły mnie ciarki.
Nowe dźwięki
Poza stałym repertuarem widownia została poinformowana, że jako pierwsza będzie mogła usłyszeć fragmenty zapowiadanego na przyszły rok albumu. Nowe dźwięki również wprowadzały w głębokie stany, jednak w pewnych monetach coś w grze mnie z tego stanu wytrącało. Muzyka mnie lekko unosiła i momentalnie sprawiała, że opadałem, czułem zastój dźwięków. Sądziłem, że idą w złym kierunku. Instrumenty powoli się rozgrzewały i w momencie, kiedy najbardziej czułem, że może muzykom nie wyjść, muzyka wybijała mnie poza salę. Czułem, że wzbiła mnie w kosmos, a następnie zwolniła i jakbym po tym kosmosie się przemieszczał. Widownia klaskała w czasie gry i w momentach solówek. Niemniej był jeden moment, który sprawiał opór – gdy trąbka grała przez tłumik, odczuwałem w całej grze zgrzyt. Coś nie pasowało, można powiedzieć, ograniczało instrument. Z całości byłem jednak zadowolony.
Przyszłe plany zespołu
„Omasta” planuje jeszcze tej jesieni zagrać w Rzeszowie, Wrocławiu i Poznaniu. Warto wspomnieć, że obecnie zespołu nie można posłuchać w wersji studyjnej, jedynie z nagrań koncertowych umieszczonych na profilu Astigmatic Records w aplikacji YouTube. Album będziemy mogli usłyszeć następnej jesieni, do tego czasu zachęcam przeżyć ich muzykę na żywo.
Fot. nagłówka: Magdalena Jaksina