Na początku maja zaprzysiężono nowo wybranych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Uformowano także koalicje, które objęły władzę w sejmikach wojewódzkich. W niektórych z nich zarządy są jednak wciąż nieznane. To przede wszystkim efekt sensacyjnych powyborczych (nie)porozumień.
Propozycja wbrew matematyce
W stolicy kampania od początku wzbudzała najwięcej emocji. Faworytem do fotela prezydenta był Rafał Trzaskowski. Jednak zanim jego zwycięstwo zostało potwierdzone, w ostatnich tygodniach przed wyborami pojawiały się zaskakujące sondaże. Trzaskowski w każdym z nich był co prawda liderem, ale wiele nie dawało mu pewności zwycięstwa w pierwszej turze. To efekt dużego zaangażowania jego kontrkandydatów, szczególnie Magdaleny Biejat z Lewicy i Tobiasza Bocheńskiego z Prawa i Sprawiedliwości. Tego drugiego wprawdzie wyśmiewano i nie uważano za groźnego rywala dla innych, ponieważ zanim został kandydatem na prezydenta Warszawy, mieszkał i przez lata był politycznie związany z Łodzią. Ale Biejat, łącząca kandydowanie z funkcją wicemarszałkini Senatu, za sprawą programu, którego filarem było rozwiązanie palących problemów warszawiaków, takich jak trudna dostępność mieszkań czy zatłoczenie żłobków i podstawówek, początkowo przyciągała elektorat. Wygraną w pierwszej turze Rafałowi Trzaskowskiemu zapewniła przedwyborcza debata, podczas której jego najpoważniejsi konkurenci popełnili istotne błędy wizerunkowe.
W mazowieckim sejmiku natomiast wciąż trwają negocjacje. W rozpoczętej właśnie kadencji Koalicja Obywatelska zdobyła 20 mandatów, podczas gdy Trzecia Droga, z której wywodzi się urzędujący od 2001 roku marszałek Adam Struzik, tylko 8. Z tego powodu jego ponownej kandydaturze sprzeciwiają się przedstawiciele partii Donalda Tuska. Jednocześnie nie mają oni silnego kandydata. Szansa na przerwanie impasu już 10 czerwca.
Bunt goni bunt
Rywalizacja w Krakowie była także niezwykle zacięta. Jej stawką było objęcie stanowiska po Jacku Majchrowskim, który rządził pod Wawelem przez minione dwadzieścia dwa lata i jako jedyny prezydent dużego miasta nie starał się o reelekcję, mimo że był do niej uprawniony. Brutalny, obfitujący w zwroty akcji wyścig, z którego przed czasem wycofało się dwóch kandydatów, wygrał reprezentujący Koalicję Obywatelską Aleksander Miszalski. I o ile fakt, że wkrótce po ogłoszeniu wyników na funkcję swojego pierwszego zastępcy powołał profesora Stanisława Mazura, rektora Uniwersytetu Ekonomicznego, był potwierdzeniem zapowiedzi, o tyle powierzenie funkcji wiceprezydentki wywodzącej się z Nowej Lewicy Marii Klaman wywołało niemałe zamieszanie. Po pierwsze dlatego, że nie popierały jej wszystkie frakcje macierzystej partii, co doprowadziło do zerwania sojuszu z Koalicją Obywatelską w Radzie Miasta. Poza tym działaczka musiała dopiero poznać lokalne problemy, bo do nowej pracy przeprowadziła się specjalnie z odległego Sopotu.
Kompletny pat po wyborach trwa natomiast w sejmiku województwa, w którym większość zdobyło Prawo i Sprawiedliwość. Jedynym kandydatem na marszałka jest poseł i były wojewoda małopolski Łukasz Kmita. W pierwszym głosowaniu nie zdobył on jednak wystarczającego poparcia, a na kolejnej sesji wyborów całkiem zabrakło w programie obrad. Oficjalnym powodem przesunięcia głosowania na czerwiec była konieczność procedowania spraw pilniejszych dla regionu, jednak o niesubordynacji w małopolskich strukturach wie nawet prezes partii Jarosław Kaczyński. By jeszcze mocniej wesprzeć Kmitę, nominował go ostatnio na szefa regionu.
Seria porażek Jarosa
Dolny Śląsk zaskoczył w wyborach samorządowych. Niespodziewana druga tura we Wrocławiu, miażdżące zwycięstwo Jacka Sutryka nad Izabelą Bodnar, a wreszcie: nietypowa układanka w sejmiku województwa. Przypomnijmy, że w Dolnośląskiem wygrała Koalicja Obywatelska, zdobywając 33,52% głosów. Na drugim miejscu znalazło się PiS z wynikiem 27,48%, a za nim uplasowała się Trzecia Droga, którą poparło 11,43% wyborców. Jak to więc możliwe, że 22 maja marszałkiem sejmiku został Paweł Gancarz z Polskiego Stronnictwa Ludowego?
21 maja odbyło się tajne głosowanie na marszałka sejmiku. Jedynym kandydatem był Michał Jaros, którego przez długi czas miał ubiegać się o fotel prezydenta Wrocławia. Ostatecznie Lewica i KO poparły Sutryka, choć wewnątrz partii dochodziło do napięć z tego powodu. Popierali, ale się nie cieszyli. W zamian za niestartowanie w wyścigu o rządzenie stolicą Dolnego Śląska miał zostać marszałkiem województwa. Coś jednak poszło nie tak i na Jarosa zagłosowało tylko dwanaście osób. Radnych z ramienia KO w trzydziestosześcioosobowym dolnośląskim sejmiku jest zaś piętnaścioro. To prosta matematyka. Do większości (oprócz głosów własnej frakcji) potrzebował także poparcia koalicjantów. Jak widać sojusz na szczeblu krajowym a samorządowym to dwie różne bajki.
Wiadomo, że PSL jest silny lokalnie. Jeśli Władysław Kosiniak-Kamysz wchodzi z koalicję w sejmie, musi się liczyć z oporem działaczy samorządowych. Dzielenie się wyborczym sukcesem to kość niezgody także między działaczami PSL-u i Polski 2050. W tym wypadku ludowcy nie dali za wygraną i postawili na swoim. Twierdzili także, że koalicja z PiS-em w sejmiku dolnośląskim jest niemożliwa (razem mogliby liczyć na 18 głosów, czyli dokładnie połowę).
Nowy marszałek Paweł Gancarz to ludowiec z krwi i kości: wójt, rolnik, a nawet strażak. Kandyduje też do wyborów europarlamentarnych z dwójki w okręgu numer 2 (woj. dolnośląskie i opolskie). Liderka listy, znana, choć kontrowersyjna Róża Thun, raczej pozbawia go szans na elekcję. Michał Jaros nie ma więc co liczyć na wyjazd nowo wybranego marszałka do Brukseli i ponowną próbę objęcia urzędu. Seria porażek nie do pozazdroszczenia.
Ilu jest kandydatów?
W Łodzi walki prawie w ogóle nie było. Urzędująca prezydentka Hanna Zdanowska zdominowała swoich konkurentów rozpoznawalnością i z wynikiem 59,3% poparcia zapewniła sobie ostatnią kadencję już w pierwszej turze. To dość zaskakujący rezultat, zważywszy na fakt, że ruchy miejskie już od końca 2023 roku prowadziły akcje mające na celu uświadomienie mieszkańcom, dlaczego ponowny wybór samorządowczyni z Koalicji Obywatelskiej nie będzie dobry dla miasta. Pozostałe partie polityczne nie zaproponowały jednak żadnego zasłużonego dla Łodzi kandydata, dlatego głos na Zdanowską był dla wyborców najmniejszym złem.
Województwo natomiast dalej nie może się doczekać nazwiska nowego marszałka. Sesja zaplanowana na 11 czerwca będzie czwartą kolejną, na której ten punkt zostanie poddany pod głosowanie radnych. Pierwsze spekulacje mówiły, że faworytem do objęcia funkcji jest były starosta piotrkowski Piotr Wojtysiak z PSL-u. Gdy jego partyjny kolega Piotr Gancarz został marszałkiem na Dolnym Śląsku, rekomendację na to stanowisko w Łódzkiem otrzymała Joanna Skrzydlewska. Jeśli jednak działaczka Koalicji Obywatelskiej uzyska elekcję do Europarlamentu, w łódzkim sejmiku dojdzie do ponownego zwrotu akcji.
O potędze negocjacji
W Gdańsku bez niespodzianki – wybory wygrała z dużą przewagą Aleksandra Dulkiewicz. Na dzień przed zaprzysiężeniem w jej administracji doszło mimo to do zaskakującego przewrotu. Z funkcji zastępcy zrezygnował Piotr Borawski. Polityk Koalicji Obywatelskiej domagał się większej liczby miejsc w zarządzie miasta dla jego ugrupowania. Absencja doświadczonego działacza w ratuszu nie trwała jednak długo – w wyniku porozumienia wypracowanego z komitetem Wszystko dla Gdańska, na czele którego stoi prezydentka Dulkiewicz, po dwóch tygodniach został ponownie powołany na stanowisko. Nominację dostała także inna polityczka KO, Emilia Lodzińska.
W sejmiku też bez zaskoczeń, marszałkiem został po raz czwarty lider Platformy Obywatelskiej na Pomorzu Mieczysław Struk. W zarządzie województwa zasiada czworo przedstawicieli KO i reprezentująca Prawo i Sprawiedliwość Natalia Nitek-Płażyńska, żona posła Kacpra Płażyńskiego. Co prawda opozycji miało według prognoz przypaść więcej miejsc w zarządzie, ale marszałek liczy, że taki wynik głosowania da większą szansę wspólnego realizowania największych inwestycji.
Siła jednego mandatu
Stanisław Derehajło, czyli słynny „szef pana Areczka”, miał być języczkiem u wagi w województwie podlaskim. Sejmik tego regionu liczy trzydziestu radnych, natomiast PiS zdobyło 15 mandatów. Przeciągnięcie na swoją stronę Derehajły, który kiedyś już startował z list Zjednoczonej Prawicy, a do sejmiku dostał się z Konfederacji, miało być kwestią ceny. Na stole leżała propozycja objęcia przez niego stanowiska marszałka województwa.
Jak już wiemy, PiS straciło władzę na Podlasiu, mimo że zabrakło im tylko jednego głosu. Nowym marszałkiem został Łukasz Prokorym, kandydat KO. Co ciekawe, podobnie jak w przypadku Jarosa, dotychczasowy marszałek z ramienia PiS-u, Artur Kosicki, także nie mógł liczyć na poparcie wszystkich radnych ze swojej frakcji. Na Prokoryma zagłosowało szesnaście osób, co świadczy o tym, że ktoś zdradził. Połączone siły KO, Trzeciej Drogi i Konfederacji (czyli Derehajły) to wciąż tylko 15 głosów, o jeden za mało do większości. Z tym że nie zdradziła tylko jedna osoba, a dwie.
Jacek Sasin, szef struktur PiS na Podlasiu, oskarżył radnych, którzy poparli Prokoryma, o zdradę. To Wiesława Burnos oraz Marek Malinowski, którzy – prawdopodobnie w zamian za poparcie kandydata KO – weszli do zarządu województwa i zostali wicemarszałkami.
To oni zdradzili za stołki swoich wyborców. Wbrew ich woli oddali Podlaskie w ręce koalicji 13 grudnia. Zdrada ma krótkie nogi. Przekonają się o tym szybciej niż im się wydaje. pic.twitter.com/7gEd89KyYf
— Jacek Sasin (@SasinJacek) May 7, 2024
Trudno nie mieć skojarzeń ze słynnym przypadkiem radnego Wojciecha Kałuży. To on przeważył szalę w sejmiku śląskim i w 2018 roku, po uzyskaniu mandatu z list KO, przeszedł na stronę PiS-u, co pozwoliło im rządzić w województwie. Jak widać, przykłady politycznych zdrad są częstsze, niż mogłoby się wydawać i chyba nie da się przed nimi uchronić. Gigantyczna liczba kandydatów w wyborach samorządowych uniemożliwia sprawdzenie lojalności każdego z nich. A nawet jeśli było zaufanie i wierność, bywają propozycje nie do odrzucenia.
Koalicja koalicją, a samorządy swoje
Koalicja na szczeblu krajowym to dla samorządów jedynie wskazówka. Przypomnijmy, że zdarzały się lokalne układy, w których PiS współrządził z PO tak jakby na przekór kierownictwu partii. Zazwyczaj perspektywa władzy jest na tyle nęcąca, że polityczni wrogowie potrafią zagryźć zęby i się dogadać. Polityk nigdy nie mówi nigdy, bo utrata zdolności koalicyjnych kosztuje zbyt wiele.
Obserwując niestabilność porozumień koalicji rządowej w samorządach i słuchając wypowiedzi polityków poszczególnych partii, z zaciekawieniem należy wyczekiwać wyników wyborów europarlamentarnych. Od rezultatów każdego z ugrupowań w nadchodzącym głosowaniu może zależeć także przyszłość lokalnej polityki. Wynik wyborów będzie bowiem nowym wskaźnikiem zaufania obywateli do konkretnych frakcji. Jak trwałe okażą się sojusze, przekonamy się niebawem.
Fot. nagłówka: Openverse
O autorze
„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.
Absolwent stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim. Od podstawówki zaangażowany w działalność dziennikarską. Najchętniej pisze o polityce krajowej i międzynarodowej oraz sprawach społecznych.
W wolnych chwilach wolontariusz niosący pomoc potrzebującym.
Miłośnik komunikacji miejskiej, dobrej książki i gier planszowych.