Skrócony, chociaż nie uproszczony, przepis na stworzenie ludzkiej osobowości.
Ileś szklanek doświadczeń,
Raczej więcej niż mniej, wpływu szkoły i opiekunów,
Parę garści działań znajomych,
Łyżeczka lub tuzin buntu,
Opcjonalnie: szczypta internetowych quizów i opis Twojego znaku zodiaku,
Dodawaj wszystkie składniki stopniowo, w różnych odstępach czasu. Odłóż losowo w ciepłe i zimne miejsca. Podwój niektóre składniki zależnie od okoliczności. Wstaw do piekarnika na nie-wiadomo-ile czasu, a potem do zamrażalnika na tyle, ile myślisz, że będzie dobrze. Jeśli będzie za długo lub za krótko nic się nie martw – i tak wyjdzie. Ozdabiaj, nadziewaj, przekładaj, lukruj, ile chcesz i czym chcesz. Pamiętaj, że możesz dopiec dodatkowe blaty.
Teoria brzmi, że skopiowanie człowieka nigdy nie da nam takiej samej osoby, a w ich charakterze będą znaczące różnice. Nawet jeśli skopiujemy, nazwijmy to – duszę – i puścimy ją wolno, za rok oryginał i kopia będą się różnić. Dwie osoby wychowywane dokładnie w ten sam sposób będą podobne, ale to podobieństwo będzie jedynie pozorne. Do czego dążę? Do przypomnienia, że nasza osobowość jest niepowtarzalna. I dużo bardziej skomplikowana niż test na MBTI (od ang. Myers-Briggs type indicator) albo Twój znak zodiaku w słońcu i w księżycu. Wiem to. Podejrzewam, że też to wiesz. Może nawet nigdy sam nie robiłeś tych testów, bo uważasz je za głupotę, ale nauczyłam się, że większość ludzi uwielbia znajdować sposoby, żeby się określać, kategoryzować, wybierać strony, dołączać do grup, szukać akceptacji. Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Jednak o przynależności do grupy nie tyle decyduje indywidualizm osobnika, ile cechy wspólne wszystkich jej członków. Naturalnie tworzymy obozy „naszych” i „innych”. Obecnie widać to jak na dłoni. Szanujemy (lub nie) odmienne zachowania, poglądy. Czasami lubimy, gdy nasi znajomi różnią się od nas, pozwalając nam spojrzeć na świat z ich perspektywy. Wy jesteście „nasi”, oni są „ich”, Ziemia dalej się kręci i przynajmniej to nie my zakłócimy odwieczną równowagę Wszechświata. Nie zawsze łatwo znaleźć swoją drużynę; pojawiły się więc „kameleony społeczne”.
Działanie efektu kameleona jest proste. Naturalnie zaczynasz naśladować słownictwo i zachowanie otaczającej cię grupy. Nie zawsze jest to czymś złym – pozwala wejść w nową społeczność, testować samego siebie, zdobywać doświadczenia, nabywać kompetencje interpersonalne i zawierać znajomości, które mogą nam się przydać w różnych sytuacjach. Z drugiej strony, takie relacje są proste, nieskomplikowane, często nawet powierzchowne. I nagle może się okazać, że śmiejesz się z żartu, który wcześniej wcale nie wydałby ci się śmieszny. Albo, że idziesz na horror, choć wiesz, że przez tydzień nie wstaniesz w nocy do łazienki. Dlatego, jeśli nie nauczymy się „dawkować” takiego „ślepego” podążania za grupą, motywowanego chęcią przynależności za wszelką cenę, to w którymś momencie możemy zagubić własny charakter, stać się samotnymi pośród tłumu. Niestety nie znam idealnego przepisu na bycie sobą. Ilość „masek”, które na siebie nakładamy może nam się wydawać w sam raz, a zdaniem innych może być ich w tym samym momencie zbyt wiele. Historia i kultura uczą, że póki nie próbujesz na siłę być samotnikiem, nie łamiesz ogólnie przyjętych zasad moralnych i nie starasz się przypodobać innym na każdym kroku, będzie przynajmniej znośnie. Nie chcę mówić, że obecny świat i social media są początkiem ujednolicenia gustów, sposobów autoprezentacji, preferencji w zakresie zainteresowań, sposobu spędzania wolnego czasu czy ogólnie stylu życia, bo zapewne na języku polskim nauczyciel wspomniał, w jaki sposób wydanie „Cierpienia młodego Wertera” Goethego zapoczątkowało, między innymi, modę na kolorowe ubrania, takie, jakie nosił główny bohater. Popyt tworzy podaż, moda wraca co około dwadzieścia lat i wszyscy w klasie zazdroszczą ci ilości kolorów pasteli na plastyce. Czasami warto z tym walczyć, a czasem nie. Noś sweter, który znalazłaś w szafie mamy, jeśli go lubisz. Gdy lubisz rysować, kup większą paczkę pasteli. Natrafiamy na problem – żeby odkryć siebie, trzeba znać siebie! Paradoks? Nie do końca. Przez większość życia intuicyjnie wiemy, co jest dla nas dobre, jakie decyzje będą słuszne, co sprawia nam przyjemność. Trudnością jest jak to swoje „ja” wyrazić na zewnątrz, tak by podobało się nie wszystkim naokoło, ale przede wszystkim sobie samemu. Tutaj jedyna metoda to ta prób i błędów. Na koniec osiągniesz pewnie zadowalający rezultat i będziesz go zmieniać na okrągło, może i do końca życia. Bądź dumny z prób, które podjąłeś, by poznać samego siebie – są one równoznaczne z poznawaniem najważniejszej osoby w twoim życiu. Nawet jeśli czasami wspomnienia nie dają ci zasnąć w nocy i żałujesz wszystkich podjętych kiedyś decyzji.
Mój ulubiony cytat to ten Oscara Wilde: „With Freedom, Books, Flowers and the Moon, who could not be happy?” Jest mi bliski, bo przypomina mi o rzeczach, które lubię i o tym, że są na świcie ludzie, którzy czują podobnie jak ja i lubią to, co ja. Nie muszę się do nikogo dopasowywać. Może spędzając dzień w samotności, nie musimy skupiać się na odizolowaniu, ale na przyszłej przynależności. W 2021 roku życzę więc: wykorzystajcie samotność kwarantanny na testowanie, analizowanie i przyglądanie się samym sobie. Nie zapominajcie o byciu dla siebie miłym i wyrozumiałym. Zmieniajcie to, co naprawdę chcecie zmienić i pielęgnujcie te zasoby, którymi jesteście obdarzeni.
O autorze
Martyna Kubiak
Uczennica drugiej klasy liceum o profilu biologiczno-chemicznym. Harcerka. Miłośniczka literatury, animowanych filmów i kawy. Prawdopodobnie przewrażliwiona estetka.