Przejdź do treści

Zamach pod Moskwą – co się stało?

rosyjscy policjanci przed spalonym budynkiem Crocus City Hall

Kamera pokazuje twarz mężczyzny, który kuli się za oparciami foteli. Słychać strzały. Ktoś krzyczy. Inne nagranie. Ruchome schody, którymi uciekają ludzie. Tłoczą się przy wejściu, chcą jak najszybciej uciec z budynku. Ratować życie. Jakaś kobieta woła, że się dusi. Tak wyglądały pierwsze obrazy z ataku terrorystycznego pod Moskwą.

22 marca 2024 roku czterech napastników zaczęło strzelać do ludzi zgromadzonych w sali koncertowej w galerii Crocus City Hall. Obiekt położony jest w Krasnogorsku, na przedmieściach rosyjskiej stolicy. Według samych autorów zamachu, trzech napastników miało strzelać do ludzi z broni maszynowej, zaś czwarty z nich wzniecił ogień, który później objął cały dach galerii. 

Kiedy piszę ten artykuł, liczba ofiar piątkowego ataku wynosi 143 zabitych oraz ponad 200 rannych. Służby ratunkowe cały czas przeszukują szczątki hali, więc bardzo możliwe, że liczba poszkodowanych wzrośnie.

Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że napastnicy zabarykadowali się w budynku. Czyżby miał się spełnić rosyjski koszmar, czyli powtórka z ataku na teatr w Dubrowce? W 2002 roku w wyniku akcji czeczeńskiego komanda, a później również szturmu Rosjan, zginęło 173 osób, a 700 zostało rannych. 

Teraz jednak wszystko wskazuje, że był to atak z kategorii active shooters. Napastnicy chcieli zabić jak największą liczbę osób, a nie brać zakładników. Po wszystkim uciekli z Krasnogorska, zanim na miejsce przybyła jednostka kontrterrorystyczna milicji rosyjskiej (Otriad Milicji Specjalnogo Naznaczenija).

źródło.foto: agencja informacyjna TASS

Wielogodzinne poszukiwania nie dały jednak rezultatu. W nocy pojawiła się pierwsza informacja o ujęciu sprawców. W nocy miało dojść do strzelaniny niedaleko miejscowości Tołpyj, położonej blisko granicy z Białorusią. Najpierw pojawiły się doniesienia o zabiciu jednego z podejrzanych, później wersję zmieniono na zatrzymaniu dwóch terrorystów. 

W ciągu dnia później media rosyjskie podały, że szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa poinformował prezydenta Putina o zatrzymaniu 11 osób, w tym wszystkich 4 zamachowców.

Jeśli chodzi o samą ucieczkę, to według najnowszych informacji zamachowcy poruszali się dwoma samochodami, w tym białą furgonetką z białoruską tablicą rejestracyjną. O tym, dlaczego ta tablica jest istotna, w dalszej części artykułu. 

Kto przeprowadził zamach?

Późnym wieczorem, 22 marca, agencja Amaq na Telegramie podała, że za zamachem stoi tak zwane Państwo Islamskie (Amaq to agencja prasowa tej dżihadystycznej organizacji).

Według tych informacji, ataku miało dokonać czterech sprawców, a sam atak był częścią „trwającej wojny pomiędzy Państwem Islamskim, a krajami prowadzącymi wojnę z islamem”. 

W ciągu następnych godzin spływały kolejne doniesienia potwierdzające odpowiedzialność islamskich radykałów za zamach pod Moskwą. Amaq pokazał światu wspólne zdjęcie terrorystów, a także nagranie z kamery przyczepionej do kamizelki jednego z nich.

Jeden z podejrzanych w czasie przesłuchania miał powiedzieć, że zaoferowano mu 50 000 rubli (niecałe 22 tysiące złotych), a sam został zwerbowany za pomocą aplikacji Telegram. Wcześniej przez tę samą aplikację miał słuchać kazań jednego z islamskich kaznodziejów. 

Sprawcy najprawdopodobniej byli członkami tak zwanego Państwa Islamskiego Chorasan. To odłam dżihadystów, operujący na terenie Iranu, Turkmenistanu i Afganistanu. Chorasan jest historycznym określeniem regionu znajdującego się na pograniczu tych trzech państw. Sama organizacja pojawiła się w Afganistanie w 2014 roku i od początku charakteryzowała się niezwykłą, nawet jak na tamte standardy, brutalnością. 

Skąd islamscy terroryści w Moskwie? Rosja jest od wielu lata aktywnie zaangażowana w Syrii, gdzie wspiera reżim Baszara Al-Asada. Uderzenia kieruje także w komórki organizacji dżihadystycznych. Wagner, rosyjska prywatna firma wojskowa, od dawna operuje w Afryce, gdzie IS również ma swoje interesy. Stąd też terroryści uważają Rosję za takiego samego wroga jak np. Francję czy USA. 

Ślad ukraiński” 

Jeśli ktoś obstawiał, czy Kreml oskarży o atak Ukrainę, to mógł z pewnością zgarnąć pieniądze z tego zakładu. Choć nie tak duże, jak niektórzy mogli liczyć. 

Wiktor Bondariew, senator i członek Komitetu Rady Federacji ds. Obrony i Bezpieczeństwa stwierdził krótko po zamachu, że jest przekonany, iż stoją za nim Ukraińcy.

Ba, stacja NTV, należąca do Gazpromu, wyemitowała nawet fragment „wywiadu” z  Oleksiejem Daniłowem, przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy, w którym przyznaje, że to Ukraina stoi za tym atakiem. Szkopuł polega jednak na tym, że nie mówi Daniłow, tylko sztuczna inteligencja. Tworzenie nagrania z postacią i głosem za pomocą AI określane jest jako deepfake.

Federalna Służba Bezpieczeństwa poinformowało, że sprawcy kierowali się w stronę granicy z Ukrainą, na której przygotowano dla nich okienko do przejścia, oraz gdzie mieli kontakty. Jednocześnie ani służby specjalne, ani sam Władimir Putin w swoim przemówienie nie obwinili jednoznacznie Kijowa za masakrę w Crocus City Hall. 

Według informacji kolportowanych przez służby, rosyjskie kanały na Telegramie, ale także ich agentów wpływu w Polsce, zamachowcy mieli przyjechać furgonetką na ukraińskich tablicach rejestracyjnych. Na zdjęciach połowa tablicy jest zamazana, aby nie było można zobaczyć flagi… białoruskiej. Tablice rejestracyjne z tego kraju mają charakterystyczny myślnik przed ostatnim znakiem. Ukraińskie wyglądają całkiem inaczej.

źródło.foto: screen z konta Piotra Panasiuka w serwisie X

Pod postami na Facebooku i  X (dawniej Twitter) bardzo szybko zaczęły pojawiać się komentarze, sugerujące lub wręcz obwieszczające, że jest to operacja typu false flag. Autorzy wskazywali, że rosyjskie służby przeprowadzały już podobne prowokacje. Przywoływano tutaj choćby wysadzenie bloków mieszkalnych w Moskwie przed drugą wojną czeczeńską. Oskarżenie o te zamachy separatystów pozwoliło wtedy Putinowi rozpętać wojnę. 

Dwa hipotetyczne scenariusze

  • Zamach przeprowadzają terroryści z IS, a Rosjanie faktycznie zbagatelizowali ostrzeżenia.
  • Masakra jest rosyjską prowokacją.

Zamach i prawdopodobne powiązanie go z Ukrainą czy zachodnimi służbami wywiadowczymi miało dać Kremlowi pretekst do ogłoszenia stanu wojennego, powszechnej mobilizacji i jeszcze ściślejszej kontroli nad społeczeństwem. W tym kontekście warto wspomnieć, że tego samego dnia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że jego kraj jest w stanie wojny. To, co początkowo było specjalna operacją wojskową, za sprawą zaangażowania kolektywnego Zachodu na Ukrainie, stało się wojną. Jest to istotna różnica w narracji, ponieważ Rosjanie dotąd jak ognia unikali określenia wojna w kontekście walk z Ukraińcami. Jednak po wygranych wyborach Putin zacznie realizować jeszcze agresywniejszą politykę względem świata zachodniego. 

Zamach na własnych ludzi?

Wszystko zadziało się bardzo szybko i w sposób dość zorganizowany. Gdy czytałem wiadomości spływające na jeden z kanałów na Instagramie, w oczy rzuciło mi się, jak szybko mer Moskwy odwołał wszystkie wydarzenia. Podobnie działo się w całym kraju. 

Poza nagraniami ze środka (no właśnie, skąd tyle nagrań dobrej jakości) mamy też nagrania z zewnątrz. Na jednym z nich widać, jak funkcjonariusze prowadzą zatrzymanego do furgonetki. Wygląda zaskakująco dobrze. 

Skąd zamachowiec na parkingu, skoro wszyscy mieli zostać aresztowani dopiero w nocy? Przynajmniej taka jest rosyjska wersja. A tutaj nagranie kogoś prowadzonego do furgonetki, kogoś, kto idzie o własnych siłach, jedynie prowadzony przez milicjantów. 

Niektórzy analitycy zwracali też uwagę, że kontrterroryści przybyli po około godzinie. Najbliższy posterunek policji znajduje się kwadrans jazdy samochodem od Crocus City Hall. Okej, ale czy na każdym posterunku siedzi oddział milicyjnych komandosów? Może i nie, ale przypominam, że mówimy tutaj o Moskwie, stolicy jednego z najbardziej nasyconych służbami bezpieczeństwa kraju. Kraju zaraz po wyborach, w czasie których aresztowano ludzi za protesty wyborcze. Do tego jeszcze dochodzi kwestia ostrzeżenia o możliwym zamachu, jakie zachodnie służby miały już na początku marca. 

Nawet jeśli uznamy, że to naprawdę islamiści z Kaukazu lub Azji centralnej strzelali do cywilów, to czy możemy odrzucić tezę, że ktoś im w tym pomógł? Jest to jedna z hipotez, którą rozważają analitycy. Teoretycznie pasuje do modus operandi tamtejszych służb.

Islamski cios  w Putina – zamach dziełem dżihadystów

Solidne przesłanki wskazują jednak, że to nie FSB czy inne służby rosyjskie za nim stały. 

Po pierwsze, władze nie potrzebują pretekstu do ogłoszenia mobilizacji czy zwiększenia kontroli społecznej. Ukryta mobilizacja toczy się tam de facto od dawna. Do końca roku planowane jest utworzenie dwóch armii pancernych i 30 formacji, w tym 14 dywizji i 16 brygad – powiedział minister obrony Siergiej Szojgu, cytowany przez Interfax.

Po drugie, brak spójności propagandowej. Gdyby zamach na Crocus City Hall był rosyjską operacją false flag to najpewniej przy zamachowcach znaleziono by np. ukraińskie paszporty, zdjęcia Bandery albo bilety lotnicze z Londynu. Coś, co dałoby jasny sygnał, że za masakrą stoją zachodnie służby. Bardzo szybko pojawiłyby się informacje jednoznacznie obwiniające Ukrainę, a akcja służb, łącznie ze schwytaniem zamachowców, byłaby szybka i profesjonalna. 

Nie taki obraz widzieliśmy w pierwszych godzinach po zamachu. Najpierw zamachowcy uciekli z Krasnogorska i, jeśli wierzyć FSB, zdołali się przemieścić aż pod granicę z Białorusią i Ukrainą. Prezydent zabrał głos dopiero następnego dnia po południu. Strona rosyjska oczywiście sugerowała i nadal sugeruje ukraińskie zaangażowanie, jednak brak tutaj spójności. Jak zamachowcy mieli się przedostać na Ukrainę, skoro to najlepiej strzeżona granica w całej Rosji? Ilu ich było, jakiej byli narodowości? Tutaj też służby nie dawały od razu jednoznacznych odpowiedzi. Początkowa wersja, że pochodzą oni z Tadżykistanu, została szybko zdementowana przez ten kraj. Mają oni żyć sobie spokojnie, a jeden pracować nawet w Samarze.

źródło.foto: strona internetowa Stanów Zjednoczonych w Moskwie

Po trzecie, amerykańska ambasada w Moskwie już 7 marca wydawała oficjalne oświadczenie, ostrzegające swoich obywateli przed dużymi skupiskami ludzkimi, np. koncertami. Waszyngton miał mieć informacje o planowanym zamachu islamistów w Rosji. Co przyznali sami Rosjanie, otrzymywali wcześniej takie ostrzeżenia od Zachodu. Co z tego, skoro sam prezydent Putin na kilka dni przed zamachem określił je jako próbę zastraszenia Rosji. Czy naprawdę nikt w służbach nie wierzył zachodnim informacjom? Czy może celowo je zignorowano, aby dać władzy pretekst? A może było tak, że np. GRU (rosyjski wywiad wojskowy) wiedział o planowanym zamachu, ale w ramach walki na szczycie nikt nie poinformował FSB. 

Co dalej?

24 marca ogłoszono w Rosji dniem żałoby narodowej. Liczba ofiar może wciąż rosnąć, podobnie jak liczba domysłów i teorii.

„Nie pozwól, aby dobry kryzys się zmarnował” – powiedział Winston Churchill po zakończeniu II wojny światowej. Rosjanie z pewnością wykorzystają masakrę w Crocus City Hall. Po pierwsze, każde takie zdarzenie to okazja, aby skonsolidować społeczeństwo wokół władzy. 

Po drugie, terroryzm to przecież problem ogólnoświatowy. Moskwa może chcieć pokazać się, z jednej strony jako ofiara, z drugiej jako kraj stojący na czele nowej koalicji. Co ciekawe, deklarację o wspólnej walce z terroryzmem wypowiedzieli już Aleksandr Łukaszenko oraz… Baszar Al-Assad.

Po trzecie, z pewnością na Łubiance (siedziba FSB) oraz na Kremlu trwa teraz burza mózgów jak połączyć zamachowców z Ukrainą i Zachodem. Strzelanie do cywili to wymarzony materiał dla propagandy. I okazja, aby uderzyć z jeszcze większą siłą na „reżim kijowski”.

Istnieje też ryzyko, że w Rosji dojdzie do mniejszych bądź większych ataków na imigrantów z Azji centralnej i Kaukazu. Władze mogą nawet pozwalać na tego typu akcje, aby skonsolidować społeczne wzburzenie. W końcu Kreml ani prezydent nie mogą być winni. To przecież nie ich wina. 

Jedno jest pewne. Widzieliśmy najkrwawszy zamach w Rosji od wielu lat. Zamach, którego skutki mogą sięgnąć o wiele dalej niż dym ze spalonej hali.

Fot.nagłówka: agencja prasowa TASS

O autorze

Student kierunku Bezpieczeństwo Międzynarodowe i Dyplomacja.
Chce pisać o świecie i o ludziach, którzy go tworzą.
Prywatnie mól książkowy, koneser herbat oraz wielbiciel dalekich i bliskich podróży.