Przejdź do treści

Męczy nas piłka, a wkurza PZPN. Rok 2023 w polskiej piłce

Reprezentacja Polski zamknęła ten rok. Cel był prosty – wywalczyć przepustkę na EURO 2024. Losowanie ułożyło się wprost idealnie. Naszymi grupowymi oponentami byli Czesi, Albańczycy, Mołdawianie i Farerzy.  W takiej grupie wygraliśmy zaledwie trzykrotnie – raz z Albanią, dwukrotnie z Wyspami Owczymi. Trzech punktów nie wywieźliśmy z żadnego meczu z Mołdawią. Absolutne dno. 

Zmiana warty na dobry początek

Rok 2023 rozpoczęliśmy kompletnie nowym rozdaniem. Podziękowano Czesławowi Michniewiczowi, a nowym selekcjonerem został Fernando Santos. Na papierze, wybór naprawdę solidny. Mistrz Europy z 2016 roku, zwycięzca Ligi Narodów UEFA w 2019 roku, wszystko to z reprezentacją Portugalii. Santos miał łatkę trenera-nudziarza. Swoje zespoły z reguły ustawiał defensywnie, w meczach z udziałem podopiecznych Santosa próżno było szukać wysokiego tempa, zwrotów akcji, oblężeń bramki rywala. Chodziło o to, by strzelić bramkę i potem tego wyniku bronić. Brzmi całkiem sensownie, ale Santos w naszych warunkach ewidentnie się nie przyjął. Widać było zaledwie przebłyski, które, tak czy siak, zostały przyćmione przez kompromitacje. Doskonałym przykładem jest mecz z Mołdawią. Pierwsza połowa – prima sort, jakiś postęp był widoczny. To, co stało się w drugich czterdziestu pięciu minutach, wie każdy. 

Santos się nie sprawdził

Frustracja zaczęła przelewać się więc nie tylko na PZPN i naszych reprezentantów, ale i na trenera, Fernando Santosa. Drugie zgrupowanie i już pierwsze głosy o pilnej potrzebie zwolnienia. Na wrześniowe spotkania z Wyspami Owczymi i Albanią, portugalski szkoleniowiec przyjeżdżał, będąc pod lekką presją. Pierwsze spotkanie zakończyło się zwycięstwem, nie jakimś okazałym, ale stara piłkarska mądrość głosi, że „najważniejsze są trzy punkty”. Tyle radości nie mieliśmy już w meczu z Albanią, zakończonym porażką 0-2. Był to ostatni mecz Fernando Santosa jako selekcjonera reprezentacji Polski. 

Fot. facebook.com/LaczyNasPilka

Probierz na trenera, by awansować na EURO

Wróciliśmy do „wariantu polskiego”. Pożar po Santosie miał ugasić Michał Probierz. Jego wybory można uznać za co najmniej kontrowersyjne. Na dobry początek, powołanie Patryka Pedy. Obrońca występuje obecnie, w SPAL, zespole z Serie C, zatem na trzecim poziomie rozgrywkowym we Włoszech. W gronie powołanych znalazł się także Patryk Dziczek, piłkarz Piasta Gliwice, ekstraklasowego zespołu, który w tym sezonie słynie jedynie z nałogowego remisowania meczów. W programie „Cafe Futbol” Probierz przekonywał, że Dziczek był wyborem optymalnym, ponieważ Piast Gliwice traci mało bramek. Argument byłego trenera m.in. Jagiellonii czy Cracovii nie znalazł swojego potwierdzenia na boisku. Na meczu z Mołdawią, 25-letniego defensywnego pomocnika trzeba było zmieniać już po pierwszej połowie. Grał beznadziejnie, notował straty, wyglądał na kompletnie bezradnego. W kuluarach mówi się także, że Probierz chciał powołać również Miłosza Trojaka z Korony Kielce czy Aleksa Ławniczaka z Zagłębia Lubin. Ten pierwszy, rok temu był jeszcze piłkarzem pierwszoligowej Odry Opole, która niemal do końca sezonu biła się o utrzymanie miejsca w 1. lidze. Ławniczak wygląda nieco sensowniej, ale jednak stanowi część defensywy, która traci gole w niemal każdym meczu, w tym, chociażby pięć z Rakowem Częstochowa, czy trzy z Jagiellonią Białystok. 

Fot. facebook.com/LaczyNasPilka

Enigmatyczna hierarchia bramkarzy

Kolejnym z dziwnych wymysłów trenera Probierza jest hierarchia bramkarzy, którą charakteryzuje znikoma ruchomość. Dla trenera zawsze numerem jeden jest Wojtek Szczęsny, a dalej znajdują się Łukasz Skorupski i Bartłomiej Drągowski. Pierwsza dwójka to wybór całkiem zrozumiały. Szczęsny to jeden z naturalnych liderów kadry, Skorupski to mocny punkt Bolognii, przyzwoitego zespołu z Serie A. Wątpliwości zaczynają się przy Bartłomieju Drągowskim, który jest bramkarzem Spezii, zespołu z Serie B, zajmującego zresztą pozycje w strefie spadkowej. Gdybyśmy nie mieli lepszych kandydatów, wówczas zrozumiałym byłoby powoływanie Drągowskiego, ale akurat bramkarzy zawsze mieliśmy solidnych. W zanadrzu znajduje się Marcin Bułka, który otrzymał powołanie na zgrupowanie kończące ten rok w reprezentacji i kapitalnie zaprezentował się podczas sparingu z Estonią. Świetne występy notuje także w swoim klubie, OGS Nice. Zwyciężył rywalizacje o miejsce w bramce z Kasperem Schmeichelem, w pamięci fanów francuskiego futbolu zapadł dzięki wrześniowemu spotkaniu z AS Monaco, w którym wybronił aż dwa rzuty karne. To nie wystarczyło Probierzowi, by przepchnąć Bułkę w hierarchii ponad bramkarza z drugiej ligi włoskiej. Bułka w kadrze narodowej zadebiutował w sparingu przeciwko Estonii. Polska reprezentacja wygrała ten mecz 2-0, a bramkarz z francuskiej Ligue 1 miał niebagatelny wpływ na czyste konto zachowane przez reprezentacje. 

Mamy matematyczne szanse 

Przed ostatnim zgrupowaniem szanse na bezpośrednie wyjście z grupy były naprawdę bardzo niskie. Trzeba było pokonać Czechów i liczyć, że Ci nie poradzą sobie z reprezentacją Mołdawii. Plan wykoleił się już na samym starcie, bowiem remis z naszymi południowo-zachodnimi sąsiadami definitywnie przekreślił nasze szanse na bezpośredni awans z grupy. W taki sposób polska reprezentacja zwieńczyła swój, piłkarski rok. Zaczęło się od marności, ale z nadzieją, o której więcej napisałem w tym artykule. Skończyło się na marności z nadzieją, która już raczej gaśnie. I nie, zwycięstwo z Estonią tego nie zmienia, choć rzeczywiście w tym spotkaniu dało się wyłapać pozytywne aspekty. W szczególności odważny, zdecydowany pressing na początku spotkania, czy świetna postawa Nicoli Zalewskiego, nieco większa aktywność Roberta Lewandowskiego i wcześniej przywoływanego, doskonałego Marcina Bułkę. Z gorszych wiadomości – prezesem PZPN jest dalej Cezary Kulesza. 

Czterech trenerów, żadnych sukcesów

Kulesza na swoim koncie ma już czterech trenerów – Souse, Michniewicza, Santosa i Probierza. Sousa, moim skromnym zdaniem był najlepszy z całej czwórki, jednak nie wykazał się profesjonalizmem i opuścił tonący okręt. Zatrudnienie Czesława Michniewicza było decyzją skrajnie kontrowersyjną, w końcu szkoleniowiec ten ma na koncie aferę korupcyjną. Nie został skazany, jednak bliskie konotacje z Ryszardem Forbrichem, znanym szerzej jako „Fryzjer” wciąż pozostają tajemnicą poliszynela. Podczas Mundialu wypłynęło wiele afer, chociażby ta premiowa, związana z premierem Mateuszem Morawieckim i rozdzielaniem wynagrodzeń jeszcze w trakcie rywalizacji o wyjście z grupy. Pomimo że cel minimum, czyli awans do 1/8 finału, został zrealizowany, Michniewicz został zwolniony. Powody można wyróżnić trzy: bezbarwna taktyka, która nie dawała przestrzeni naszym reprezentantom do pełnego wykorzystywania swoich umiejętności, gburowate odzywki do dziennikarzy i wcześniej wspomniane afery, za które ktoś musiał ponieść odpowiedzialność. Cezary Kulesza żył w przeświadczeniu, że zwalniając Michniewicza, wywalczy sobie upragniony luz i „przy wódeczce” będzie mógł snuć wizję o potężnej reprezentacji Polski na EURO 2024. Nie trwało to długo, bowiem na marcowy mecz reprezentacji samolotem PZPN poleciał Mirosław Stasiak, skazany, o ironio, za aferę korupcyjną. Oficjalna narracja Polskiego Związku Piłki Nożnej przerzucała odpowiedzialność za obecność Mirosława Stasiaka na sponsorów. Zirytowało to Rafała Brzoskę, właściciela firmy InPost będącej jednym ze sponsorów polskiej kadry narodowej. 

Finalnie odpowiedzialność za zaproszenie Mirosława Stasiaka wzięła podlaska firma Inszury, choć nie brakowało głosów jakoby Kulesza sam, maczał palce w zaproszeniu biznesmena. 

Dziennikarze? Dla Kuleszy, pasożyty 

PZPN zamyka się także na dziennikarzy. Dziennikarzy, którzy mają za zadanie być łącznikiem między tym, co dzieje się w sferach, które interesują społeczeństwo, a społeczeństwem. Wypełniają pewną misję, którą nie jest głaskanie po główce, ładne uśmiechy i ukorzenie się przed jego podlaską ekscelencją Cezarym Kuleszą. Doskonałym przykładem jest osoba Piotra Żelaznego z Viaplay, który stał się ofiarą gróźb procesu za żarty z pijanych działaczy PZPN. 

Dział Cenzury Polskiego Związku Piłki Nożnej

Polski Związek Piłki Nożnej postanowił także zabawić się w podróż w czasie i wprowadzić PRL-owskie standardy w kwestii kontaktów z mediami. Dosłownie ocenzurowano wywiad Przemysława Chlebickiego ze sport.tvp.pl z Marcinem Włodarskim, selekcjonerem reprezentacji Polski do lat 17. Głównym tematem były młodzieżowe Mistrzostwa Świata, w których Polacy musieli się spakować już po trzech grupowych spotkaniach. Ten turniej jednak bardziej utkwił nam w pamięci ze względu na aferę alkoholową. W Indonezji po wieloprocentowe trunki sięgnęli Oskar Tomczyk, Filip Wolski, Filip Rózga i Jan Łabędzki, czyli piłkarze kolejno Lecha Poznań, Cracovii oraz ŁKS-u Łódź. Ten wątek został poruszony podczas rozmowy z trenerem Włodarskim, jednak PZPN w trakcie procesu autoryzacji nie pozwolił na opublikowanie tych fragmentów. 

Więcej litrów wódki niż goli straconych z potężną Mołdawią 

PZPN dziś pachnie wódką, brzmi jak disco-polo i kojarzy się jednoznacznie z olbrzymią żenadą. Z nieprzychylną dla tej instytucji prawdą, walczą cenzurą – dobrze, że Kulesza jeszcze nie zmobilizował działaczy do pacyfikowania redakcji policyjnymi pałkami, choć z każdym dniem mam wrażenie, że nie jest to wcale aż tak utopijna wizja. Przed nami baraże. Na dobry początek mecz z Estonią, jeżeli okaże się wygrany, będziemy musieli pokonać Ukrainę lub Walię. Nawet jeżeli wejdziemy na to EURO, raczej szampanów otwierać nie będziemy, bo dopóki stara gwardia, układy, interesy za zamkniętymi drzwiami i walka z mediami będą fundamentami PZPN-u, tak długo sukcesów nie będzie. A szkoda, bo potencjał mamy. Dobre wyniki kadry U21 mogłyby być dla nas promyczkiem nadziei, ale nie są, bo w pamięci mamy kompromitacje z Mołdawią, Albanią i Czechami. Z każdym zgrupowaniem włączaliśmy telewizor z myślą „może teraz się coś zmieni” i za każdym razem zostawaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Ratunkiem dla wizerunku Cezarego Kuleszy i całej reprezentacji jest jego dymisja. Tylko wtedy będziemy mogli budować reprezentację, która będziemy kojarzyć z czymś innym niż z wódką, migreną i disco polo. 

Fot. nagłowka: Flickr

O autorze

Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.