Przejdź do treści

Drugi sezon „Good Omens” już dostępny na Amazon Prime

Dokładnie 31 maja 2019 r. widzowie po raz pierwszy zakochali się w uroczym duecie anioła Aziraphale’a i demona Crowleya, którzy wyruszyli na podróż, aby odnaleźć 11-letniego Antychrysta i zatrzymać Armageddon. Pierwszy sezon serialu Dobry omen stanowił wierną adaptację powieści Neila Gaimana i Terry’ego Pratchetta o tym samym tytule, a bliska współpraca z autorem przy tworzeniu scenariusza oraz kreacje aktorskie Michaela Sheena i Davida Tennanta sprawiły, że wersja serialowa okazała się niesamowitym sukcesem. Zdaniem niektórych, ze względu na rozwinięcie wątku relacji Crowleya i Aziraphale’a, udało jej się nawet przewyższyć książkowy pierwowzór.

Czy drugi sezon był w ogóle potrzebny?

Biorąc pod uwagę dotychczasowy sukces, należy sobie postawić pytanie: czy drugi sezon był na pewno potrzebny? Wszystkie najważniejsze wątki z książki zostały sprawnie rozwiązane w finale pierwszej części, zatem kontynuacja serialu byłaby już wyjściem poza oryginalną historię Pratchetta i Gaimana. Niestety, po obejrzeniu nowych odcinków jestem w stanie powiedzieć tylko jedno: chyba lepiej, żeby drugi sezon po prostu nigdy nie powstał.

Fot. Mark Mainz/Prime Video

Co nowego w niebie i w piekle?

Zgodnie z przewidywaniami, sezon drugi przedstawia zupełnie nową historię – odniesień do powstrzymania końca świata jest niewiele, a główna intryga osnuta jest wokół tajemniczego zniknięcia z nieba archanioła Gabriela, który – nagi i pozbawiony pamięci – pojawia się pewnego dnia pod drzwiami księgarni Aziraphale’a. Jako że aktualnie stosunki anioła z niebem nie układają się najlepiej, zwraca się on z prośbą o pomoc do swojego wieloletniego towarzysza życia na ziemi – demona Crowleya. Razem postanawiają rozwikłać tę zagadkę, która okazuje się… tak prosta i banalna, że jej rozwiązanie z pewnością nie powinno zająć aż sześciu odcinków. I właściwie to nie zajmuje, bo wątek Gabriela obejmuje niewielką część serialu. Zamiast tego resztę czasu ekranowego pochłania… no właśnie co?

Fot. Mark Mainz/Prime Video

Nowi bohaterowie i nowe problemy

Wraz z nowym sezonem, na scenę zostają wprowadzeni również nowi bohaterowie poboczni, w tym Maggie – właścicielka sklepu z płytami i baristka Nina, które Aziraphale i Crowley nieudolnie próbują zeswatać. Pojawia się także ambitna demonica Shax, która zastąpiła Crowleya na stanowisku ambasadora piekła na ziemi. Chociaż całkowicie nowe postacie z pewnością mają swoje momenty (tak jak Muriel grana przez Quelin Sepulveda, która zdecydowanie potrafi skraść serca widzów), trudno oprzeć się wrażeniu, że ich perypetiom poświęcono niekiedy więcej czasu ekranowego niż naszym głównym bohaterom – aniołowi i demonowi. Tak naprawdę to na ich dalsze losy fani czekali najbardziej.

Fot. Mark Mainz/Prime Video

Chaos fabularny

Wątków jest zdecydowanie zbyt dużo, a żaden z nich nie jest doprowadzony do satysfakcjonującego końca. O ile chaotyczna fabuła oraz elementy absurdu groteski są nam doskonale znane z pierwszego sezonu i stanowiły formę przełożenia wyjątkowej, ironicznej atmosfery pisarstwa Gaimana i Pratchetta na język filmu, tak w drugiej części brakuje w tym wszystkim spójności i wyraźnego celu. Z perspektywy widza ciężko odpowiedzieć sobie na pytanie: o czym właściwie był ten sezon? Z jednej strony odnosi się wrażenie jakby Neil Gaiman oraz reszta twórców chciała jak najbardziej wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanów, lecz ostatecznie uzyskano efekt zupełnie odwrotny – oglądając serial czujemy się przytłoczeni i przede wszystkim rozczarowani zmarnowanym potencjałem.

Fot. GoodOmensPrime/Twitter

Co u Crowleya i Aziraphale’a?

Uwaga, ta część recenzji może zawierać spoilery.

David Tennant i Michael Sheen już w pierwszej części Dobrego Omenu udowodnili, że mają na ekranie niezwykłą chemię, a role Crowleya i Aziraphale’a napisane są po prostu dla nich. Widzowie z zapartym tchem śledzili losy anioła i demona, którzy pod wpływem czasu spędzonego na ziemi coraz bardziej zaczęli kwestionować działania swoich zwierzchników, a w konsekwencji – bardziej zbliżać się do siebie nawzajem, najpierw jako przyjaciele, a potem ktoś więcej. Ale czy samo aktorstwo jest w stanie ocalić sezon, w którym nic od początku się nie klei?

Fot. Mark Mainz/Prime Video

Najbardziej razi to, że postacie często podejmują decyzje zupełnie sprzeczne z ich oryginalnym charakterem. Frustrujące jest szczególnie obserwowanie poczynań Aziraphale, którego charakter pod wieloma względami nie został wcale rozwinięty od końca pierwszego sezonu. W finale pierwszej części zarówno Crowley, jak i Aziraphale akceptują niejednoznaczność swojej natury, jednak świata nie udałoby się ocalić gdyby demon gdzieś  głęboko nie był odrobinę dobrą osobą”, a anioł nie był na tyle łajdakiem, że warto go znać”. Tymczasem w drugim sezonie Aziraphale zupełnie nie dostrzega w niebie skorumpowanej instytucji, która jeszcze niedawno chciała go unicestwić za powstrzymanie Armageddonu. Słuchając przypominającego mu o tym Crowleya, mamy wrażenie, że identyczny dialog miał miejsce już wcześniej.

Fot. Mark Mainz/Prime Video

Co prawda, finałowe dramatyczne wyznanie miłosne ze strony demona jest z pewnością dużym krokiem w rozwoju tej relacji, ale mało przekonujące jest to, że w jego obliczu anioł wciąż obróciłby się na pięcie, aby zająć wysokie stanowisko w niebie. Ostatni odcinek drugiego sezonu zdecydowanie zostawia widza z większą ilością pytań niż odpowiedzi i ciężko tu mówić o pełnym usatysfakcjonowaniu pod tym względem.

Diabeł tkwi w szczegółach

Podsumowując: drugiemu sezonowi Dobrego Omenu z pewnością nie udało się powtórzyć sukcesu genialnej pierwszej części. Nie mamy już do czynienia z przemyślaną kompozycją czy stopniowo budowanym napięciem – akcja momentami nieznośnie się dłuży, tylko po to, by w ostatnim odcinku gwałtownie przyspieszyć i zakończyć cliffhangerem. Przez większość seansu odnosiłam wrażenie, że jedynym, co trzyma mnie przy telewizorze jest sentyment do ukochanych bohaterów, którzy choć wciąż świetnie zagrani, nie doczekali się godnego zakończenia. Drugą część można jednak obejrzeć z ciekawości, bo mimo wszystkich wad i potknięć, to w dalszym ciągu niezła rozrywka – sezon jest zabawny i nie brakuje w nim błyskotliwych kwestii. Lecz po po czterech latach od wyjścia pierwszej części ,widzowie spodziewali po prostu czegoś więcej.

Fot. nagłówka: Mark Mainz/Prime Video

O autorze

Studentka prawa i polonistyki. Dużo mówi o historii i kulturze , a jeszcze więcej o niej pisze. Kocha stare kino, muzykę z lat 70. i literaturę piękną.