O książce Marcina Kąckiego „Chłopcy. Idą po Polskę” zrobiło się głośno na długo przed jej wydaniem. Miała to być pierwsza pozycja, która ujawnia kulisy środowiska korwinistów i konfederatów. Napotyka jednak ona na podstawową przeszkodę – nie da się w jednej książce połączyć skrajnie prawicowych ugrupowań i opisać ich w satysfakcjonujący sposób.
Kult ojca-założyciela
Powstanie książki, która miałaby odczarowywać to środowisko, było w zasadzie kwestią czasu, choć wydaje się ona wręcz nieco spóźniona. Autorowi publikacji należy oddać, że rzetelnie przygotował materiał i z zaskakującą wręcz wiarygodnością wtopił się w grono konfederatów. Dużą część poświęca Januszowi Korwin-Mikkemu. Moje wątpliwości wzbudziło odmienianie przez Kąckiego pierwszego członu jego nazwiska (o czym negatywnie wypowiadał się noszący je polityk), tłumacząc, że nie ma ono rodowodu szlacheckiego, lecz zostało dodane przez samego posiadacza. Osobiście popieram regułę afleksyjności nazwisk stanowiących nazwę herbu; zasadniczo jednak odmienianie nie jest błędem, być może stanowi zabieg stylizacji na faktyczny język, którym posługują się sypatycy. W końcu gdy padnie samo „Korwin”, odmienione przez jakikolwiek przypadek, nikt nie ma wątpliwości, o kogo chodzi.
Bo Korwin-Mikke to marka, znak rozpoznawczy, spoiwo Konfederacji, którą – jak sam podkreśla autor – więcej dzieli niż łączy. Wreszcie jest on obiektem kultu, łączy swoich wyznawców pod wspólnym szyldem wolności, kapitalizmu i antysystemowości. Swój autorytet utrzymuje nawet w domu: Dominika Korwin-Mikke, trzecia żona polityka, w rozmowie z Kąckim przyznaje, że: „Jeszcze po urodzeniu drugiego dziecka mówiłam mu [J. Korwin-Mikkemu] na «pan»”. To jedno z najbardziej szokujących wyznań, które można spotkać w książce. Wydawać by się mogło, że to, w jaki sposób zwracają się do siebie małżonkowie pozostaje w sferze prywatnej, jednakże sytuacja ta pokazuje brutalne realia i hierarchię panującą w tym szczególnie odmiennym środowisku.
Wspomnę jeszcze tylko o jednej historii opisanej przez Kąckiego, by zachęcić do przeczytania wyjątkowo interesującej całości. To opowieść o byłej rzeczniczce partii Korwin, Julii Polakowskiej. W trakcie swojej działalności organizowała struktury, aktywizowała elektorat, a nawet stała się liderką tytułowych „chłopców” – prezeską młodzieżówki. Wbrew swojemu przełożonemu udowodniła, że kobieta może efektywnie zarządzać mężczyznami. Obecnie jest wiceprezeską Fundacji Kobiety Wolności i Niepodległości, gdzie walczy o pomoc dla matek dzieci z niepełnosprawnościami – ciekawe, co na to Korwin-Mikke, którego stosunek wobec tych osób jest powszechnie znany.
Wszystko i (prawie) nic
Poczucie niedopowiedzenia i chaosu stale towarzyszyło mi podczas lektury. Z jednej strony jest to wrażenie pożądane, które uwiarygadnia opowieść, z drugiej zaś przyjęta technika narracji znacząco utrudnia czytanie. Często traciłam wątek w przeciągu wyjątkowo długiego zdania, niekoniecznie będącego cytatem. Wydaje się, że Kącki próbował dokonać stylizacji na mowę konfederatów, często niespójną i chaotyczną. Wiele zdań zaczyna się od „no i”, więc czytam to jak prywatną wiadomość od koleżanki. Traci więc całość na powadze, ale może to kolejne naśladowanie środowiska.
Marcin Kącki przekonywał, że książka dotyczyć będzie głównie korwinistów. Tak faktycznie jest, ale jedynie do około połowy. Potem zaczyna się łapanie wszystkim tematów: od Brauna przez Bosaka i Mentzena aż po Dziambora. Odjeżdżają oni od Korwin-Mikkego wspomnianymi przez autora „autobusami”. Kącki za nimi. Problem w tym, że nie da się być w każdym z nich na raz. Nie można też wszystkich ich przy takiej objętości sprawiedliwie i rzetelnie opisać. W efekcie nie otrzymujemy pełnego obrazu żadnej z frakcji oprócz klasycznych, niezbuntowanych korwinistów.
W książce znajdziemy fascynujące historie, autor dotarł do wielu osób i zasięgnął wiedzy u samego źródła. Efekt jest wiarygodny, choć na dłuższą metę męczący. Dla osób zaznajomionych choć trochę w meandrach skrajnej prawicy to za mało, zbyt płytko. Choć ugrupowania okołokorwinistyczne nie mają ogromnej rzeszy wyznawców, zasługują na zdecydowanie więcej miejsca. Cel autora ujawnia się jednak na samym końcu. Jest to działanie przeciwko „chowaniu Korwin-Mikkego przed wyborami”. Poświęcenie mu tyle przestrzeni i pokazanie pochodzenia niektórych polityków przypomina potencjalnym wyborcom, że to tak naprawdę on pełni funkcję ojca-założyciela Konfederacji. To jest zdecydowanie najważniejsze i wybrzmiewa bardzo głośno.
Fot. nagłówka: Konfederacja
O autorze
„Zainteresuj się polityką, zanim ona zainteresuje się tobą". Zajmuję się polityką i stale staram się zrozumieć, jak działa jej świat. Dzień bez podcastów jest dla mnie dniem straconym. Jestem studentką twórczego pisania i edytorstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Uważam że, w życiu najważniejsza są pasja i charyzma, które codziennie pchają nas do przodu i pozwalą spełniać marzenia.