Mecz Polska-Mołdawia rozgrywany w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy 2024 to być może największa kompromitacja w historii polskiej piłki nożnej. W składzie biało-czerwonych gwiazdy z najlepszych lig świata, piłkarze z zespołów z Premier League czy Serie A, którzy potrafią zachwycić publiczność podczas klubowych rozgrywek. Po drugiej stronie piłkarze, którzy najlepsze lata swoich karier spędzali co najwyżej w typowych, europejskich przeciętniakach. Polscy piłkarze za granicą cieszą się renomą, jednak na ten moment dla wielu tutejszych kibiców są wrogami publicznymi…
Bolesna wpadka
Głupia porażka zdarzyć się może każdemu. To naprawdę normalna rzecz, która rzecz jasna, jest tragedią dla kibiców, ale w dalszej perspektywie, da się to przeboleć. W końcu czas leczy rany, zwłaszcza gdy w międzyczasie jest szansa na rehabilitacje. Rezultat spotkania między Mołdawią a Polską stał się jednak czymś więcej niż głupią porażką. Kibice odebrali to jako cios w ich godność, zhańbienie narodowych barw. Wszystko to nakręcały media i dziecinna nieporadność w sprawach wizerunkowych. Sytuacja po spotkaniu była niekontrolowana. Nikt nie podjął próby racjonalnego gaszenia pożaru, w końcu brak Roberta Lewandowskiego na pomeczowym wywiadzie z TVP Sport był ogromnym nietaktem wobec kibica. Medialny ogień zaczęto gasić benzyną, bo tak śmiało, można nazwać wysłanie Jana Bednarka przed telewizyjne kamery. Oczywiście, drobny plusik za odwagę i szczerość się należy, ale w jakim świetle Bednarek postawił swoją osobę i całą reprezentację?
— Uważam, że chcieliśmy zagrać drugą połowę na stojąco. Myśleliśmy, że ten mecz dogra się sam do końca, zostało 45 minut i jedziemy na wakacje. Przeciwnik był jednak głodny zwycięstwa i strzelił nam trzy gole. To nie do zaakceptowania. — stwierdził Bednarek.
Niefortunne wypowiedzi do mediów
Szczerość w relacjach z mediami jest czymś bardzo docenianym w uniwersum polskiej piłki, ponieważ rzadko występuje. Gdy polski zespół kompromituje się w eliminacjach do Europejskich Pucharów z zespołem z niewymawialną nazwą, trenerzy czy piłkarze często zasłaniają się trudnymi warunkami atmosferycznymi, kadrowymi brakami, nieodpowiednim arbitrem czy słynnym powiedzeniem, iż „w Europie nie ma już słabych drużyn”. Zresztą, cały ten bałagan wokół pokrętnych wyjaśnień z kompromitacji polskich klubów piłkarskich wyjaśnia ten, kultowy dla twitterowych fanów piłki kopanej mem, pojawiający się w social mediach co roku z drobnymi korektami — występują loga innych drużyn piłkarskich, od czasu do czasu pojawiają się na nim nowe hasła.
Kibic nie wybacza: "Piąta bramka podcięła nam skrzydła", "Atlantyda to trudny teren", "W drużynie z San Marino jest wielu kadrowiczów", "Przez pierwszy kwadrans byliśmy równorzędnym przeciwnikiem"… pic.twitter.com/FgVpFxZGFy
— Wojciech Koerber (@wojtekkoerber) July 25, 2018
Dlaczego więc szczera wypowiedź Jana Bednarka nie złagodziła nastrojów polskich kibiców? Bo ze szczerością też nie warto przesadzać. Po meczach polskiej reprezentacji bardzo często pojawiają się komentarze, że Polacy reprezentację traktują dużo mniej poważnie niż swoje własne kluby. Ta forma ataku jest o tyle odważna, że można ją sprowadzić do poglądu, iż polska kadra ponad narodowe barwy stawia niemałe pieniądze zarabiane w wielkich klubach za granicą. Zarzut mocny, szczególnie gdy przybiera masową formę, a tak właśnie było po klęsce w Mołdawii. Obrońca reprezentacji Polski w swojej wypowiedzi de facto sprowadził emocjonalny atak słusznie sfrustrowanych kibiców do prawdziwego stwierdzenia. Czy w związku z tym uważam, że Jan Bednarek powinien skłamać? Nie.
Gdzie był kapitan?
Po pierwsze, nie powinno go być przed kamerami telewizyjnymi. Od wypowiedzi dla mediów w takich sytuacjach jest kapitan reprezentacji. Setki tysięcy Polaków czekały na wypowiedź Roberta Lewandowskiego, ale ten nie zachował się tak jak sportowiec z klasą. Oczywiście, po takim meczu buzują emocje, nie przeczę, że niełatwo jest stanąć przed kamerą w takich okolicznościach, ale z drugiej strony — on wraz z całym zespołem sami sobie zgotowali ten los. Przegrać z zespołem zajmującym 171 miejsce w rankingu FIFA to naprawdę nie lada wyczyn, za który trzeba ponieść odpowiedzialność, przed którą napastnik FC Barcelony wyraźnie chciał uciec.
Po drugie, kluczowym aspektem wypowiedzi po takim meczu, jest wypowiedzenie słowa „przepraszam”, w możliwie najbardziej autentyczny sposób. Wypowiedź obrońcy Southampton wyglądałaby dużo lepiej, także wtedy, gdyby stwierdził, że kadra zagrała tragicznie w drugiej połowie, ale bez wstawek związanych z myśleniem o wakacjach i ogólnym rozluźnieniem. Do społeczeństwa w sytuacjach krytycznych trafiają raczej krótkie i klarowne komunikaty. Trzeba znaleźć złoty środek.
Piekło katarskiego mundialu
Pozwólmy sobie na małe cofnięcie się w czasie. Jest grudzień, 2022 rok, za oknem strasznie zimno, a w telewizji Mundial w Katarze i reprezentacja Polski, która rozgrzewa nas do czerwoności. Niestety, nie ze względu na świetne wyniki i zapierającą dech w piersiach grę, a aferę premiową. W mediach zaczęły się pojawiać informacje, iż jeszcze w czasie trwania fazy grupowej Mistrzostw Świata, premier Mateusz Morawiecki obiecał polskiej reprezentacji niemałą premię za udział w turnieju. Nie byłoby to wcale aż tak kontrowersyjne, gdyby nie to, że reprezentanci Polski wraz ze sztabem zaczęli prowadzić ożywione dyskusje na temat podziału środków. Z tematu podziału premii zrobiła się telenowela, której widzami byli Polacy. Reakcją była degustacja. Nie pomogło nawet zrealizowanie „planu minimum”, czyli wyjścia z grupy, bo ciężko było mówić o sukcesie w momencie, gdy reprezentacja męczyła się z Meksykiem, także nie wykorzystała swojego potencjału przeciwko Arabii Saudyjskiej, a na Argentynę wyszła pewna, czekającej za rogiem porażki.
711 połączeń do fryzjera
W tle pozostawał Czesław Michniewicz i jego niepewna przeszłość związana z bardzo silnymi podejrzeniami dotyczącymi jego udziału w aferze korupcyjnej. Mimo iż trenerowi żadnych zarzutów nie postawiono, to sam fakt przegadania 27 godzin z Ryszardem Forbrichem znanym szerzej jako „Fryzjer” budził wiele wątpliwości. Oliwy do ognia dolewał Szymon Jadczak, dziennikarz Wirtualnej Polski, niezwykle zainteresowany tematem udziału polskiego selekcjonera w ustawieniu meczów. Nieporadność Michniewicza, niezadowalająca gra, a także jego nieprzemyślane odzywki na konferencjach prasowych przelały czarę goryczy. Selekcjoner został zwolniony. Czy wizerunkowo była to dobra decyzja? Oczywiście, że nie, ale na pewno najlepsza z możliwych. Na kadrę Michniewicza patrzyło się ciężko, a z grupy wyszliśmy dzięki Wojtkowi Szczęsnemu i fatalnej dyspozycji reprezentacji Meksyku.
Cezary Kulesza, prezes PZPN, otrzymał łatkę człowieka sterowanego przez media, które nie kryły się z niechęcią do postaci Michniewicza. Były prezes Jagiellonii Białystok jednak do wyboru miał to albo stopniową degradację wizerunku kadry — abstrahując już od zasadności zarzutów korupcyjnych, Michniewicz nie był typem człowieka gotowego stanąć na czele reprezentacji. To nie tylko odpowiedzialność przed piłkarzami, ale i milionami ludzi, a nie oszukujmy się, Michniewicz był typem choleryka, który nerwami reagował niemal na wszystko poza czystym wazelniarstwem.
Nawałka, wróć!
Słuszną decyzją byłoby całkowite, wizerunkowe odcięcie się od reprezentacji, która ukształtowała się po świetnym EURO 2016. Po tamtejszych Mistrzostwach Europy naszą kadrę trenowali kolejno Nawałka, Brzęczek, Sousa, wspominany wcześniej Michniewicz oraz Fernando Santos, obecny selekcjoner. Jedynym ciepło wspominanym trenerem z tego okresu jest Nawałka, jednakże wynika to z sentymentu niżeli trzeźwego myślenia. Adam Nawałka doprowadził reprezentację Polski do ćwierćfinału EURO, Adam Nawałka pokonał Niemcy 2-0, Adam Nawałka wykorzystał potencjał drzemiący w piłkarzach, ale po sukcesie we Francji pomysł na kadrę mu się skończył. Po reprezentacji objął zespół Lecha Poznań, jednak i tam został zwolniony po zaledwie jedenastu spotkaniach. Bilans Kolejorza jak na zespół walczący o tytuł Mistrza Polski był naprawdę słaby – 5 zwycięstw, 5 porażek, 1 remis.
Hasło „Nawałka wróć” jest zatem tylko pustym sloganem, wyrazem rozpaczy nad reprezentacją, bo jeżeli kibice liczą na człowieka, który zespół w meczu piłkarskim poprowadził ostatni raz w 2019 roku, to ciężko tu nie mówić o hardej desperacji. Jeżeli jednak tylu Polaków tego chce, to czemu Nawałki, by nie zatrudnić? Rozmawiamy o wizerunku, a reprezentacja za czasów 65-letniego szkoleniowca z Krakowa była obiektem podziwu, szacunku i zachwytu. Powrót Nawałki byłby zaledwie plasterkiem na ogromną, krwawiącą jak wodospad ranę. Może i na początku by pomogło, ale obecne problemy wizerunkowe reprezentacji są tak głębokie, że prędzej czy później wrócilibyśmy do smutnego statusu quo, a przecież nie tego chcą kibice.
Wymagający kibice
Kibice za to chcą, żeby reprezentacja wygrywała mecze, trzymała się z dala od kwestii około politycznych (pięknie pokazała nam to wcześniej przywoływana afera premiowa), uczestniczyła w charytatywnych akcjach, by pokazać jej jak najlepszą stronę. Gdy ma się już ten fundament, fanom nie będzie przeszkadzać udział piłkarzy w reklamach w telewizji, posty z zabaw na Instagramie, a nawet docenią vlogi ze zgrupowań z kanału Łączy Nas Piłka, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem za czasów Adama Nawałki.
Obecnie fundament, o którym wspomniałem, jest zgniły. Polacy przegrali z Mołdawią, Drużyna zajmująca 171. miejsce w rankingu FIFA wbiła nam trzy gole. A mimo to polscy reprezentanci brylują w reklamach przeróżnych firm, np. Orlenu, co potęguje złość. Tu nie chodzi o to, by wszyscy, co wystąpili w meczu z Mołdawią, teraz klęczeli na grochu i bawili się w ascetów. Komentarze kibiców pod postami reprezentantów na Instagramie, które zabraniają, im korzystanie ze wszelkich rozrywek, są oczywiście przejawem niedojrzałości, ale na miejscu, chociażby wizerunkowego zespołu Polskiego Związku Piłki Nożnej nie zakładałbym z góry, że każdy kibic jest dojrzały. Po takiej porażce trzeba umieć się zachować, a w szeregach polskiej reprezentacji bezradność sięgnęła punktu krytycznego. Oliwy do ognia dodała najświeższa afera. Grzegorz Krychowiak pozwał lekarza reprezentacji Polski, Jacka Jaroszewskiego. Poszło o spółkę, której to Krychowiak był większościowym udziałowcem, Jaroszewski zaś prezesem zarządu. Były piłkarz Paris Saint-Germain twierdzi, że lekarz przejął kontrolę nad spółką w tajemnicy, tym samym łamiąc art. 296 Kodeksu Karnego dotyczący wyrządzenia szkody w obrocie gospodarczym. Jaroszewski dalej pełni funkcję reprezentacyjnego lekarza. W tym tygodniu, Szymon Jadczak naświetlił kolejną, kontrowersyjną sytuację. Na feralny mecz z Mołdawią, PZPN zaprosiło Mirosława Stasiaka, jednego z głównych bohaterów afery korupcyjnej, który na potęgę kupował mecze jako właściciel Ceramiki Opoczno czy KSZO Ostrowca Świętokrzyskiego. W tej sytuacji pożar dałoby się ugasić jednym, szybko wydanym oświadczeniem zawierającym prawdziwą genezę zaproszenia jednego z głównego bohaterów afery korupcyjnej, jednak PZPN zaplątało się we własnej narracji. W swoim oświadczeniu, odpowiedzialność za zaproszenie kontrowersyjnego biznesmena przerzuca na barki sponsorów, a Ci oburzyli się takimi poważnymi zarzutami. Umowę z PZPN chce zerwać firma Tarczyński, o działaniach prezesa Cezarego Kuleszy bardzo negatywnie wypowiedział się również Rafał Brzoska, twarz InPostu. Obecność Mirosława Stasiaka i klęska z Mołdawią nie były jedynymi problemami. Według informacji Przeglądu Sportowego na zgrupowaniu obecny w charakterze gościa był także Paweł Jóźwiak. Po porażce z Mołdawią miała wywiązać się taka rozmowa:
– Jak się w ogóle czujecie? — miał zapytać piłkarzy Jóźwiak
– A jak ty się czułeś, jak cię Najman pobił? — odparł jeden ze sfrustrowanych reprezentantów
Prezes FEN zdementował to, co pisały media na temat kuchni meczu z Mołdawią, jednak niesmak pozostał. Tempo, w którym pojawiają się coraz to nowsze afery niepokoi fanów. Ponadto, widać wyraźnie, iż PZPN nie jest przygotowany na gaszenie wizerunkowych kryzysów, a to przecież forma ochrony własnej organizacji i piłkarzy. Chwilę temu do tego wszystkiego doszły plotki o rzekomej chęci opuszczania „pokładu” przez samego sternika — trener Fernando Santos ma być kuszony wysokimi kontraktami przez saudyjskie kluby.
Kultura oglądania reprezentacji
Kibice są źli na reprezentacje, ale i tak będą oglądać jej mecze. To wpisuje się trochę w polską posttransformacyjną kulturę. Najpierw włączamy mecz z ekscytacją, kuflem z piwem i chipsami w ręku, a po jego zakończeniu wściekamy się, przyrzekając, że już nigdy więcej tych „kopaczy” nie włączymy. Czynność powtarzamy za każdym razem, gdy gra reprezentacja. Oczywiście, było parę wyjątków, ale reprezentacja Polski poza eliminacjami do EURO 2016 i samym turniejem we Francji, w XXI wieku nie dała zbyt wiele powodów do dumy. Jak leczyć obecny stan rzeczy? Wyburzyć zgniłe fundamenty i zacząć od nowa. Narzędziem do zmiany muszą być zwycięstwa, realizacja celu minimum, czyli awansu na EURO 2024. Warto wykonać jeszcze jeden krok, choć będzie on dużo trudniejszy. Wyczyścić PZPN z nepotyzmu, działaczy, którzy nie mają już nic do zaoferowania. Cezary Kulesza, gdy odpowiednio rozegra kłopotliwą sytuację, w którą sam się wplątał, będzie miał jeszcze szansę, by uniknąć kompromitacji, choć po szeregu takich kompromitacji najbardziej słuszną drogą wydaje się dymisja. Kto wie, może za jakiś czas znowu reprezentacja dostanie czystą kartę i nastaną warunki odpowiednie do wizerunkowego renesansu. Obecnie, lepiej się nie wychylać, nie cieszyć się przedwcześnie i mieć w pamięci naprawdę ostrą reakcję polskich kibiców reprezentacji na jej klęskę z Mołdawią, bo to była najlepsza lekcja pokory i najzimniejszy prysznic dla kadry.
Fot. nagłówka: Flickr
O autorze
Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.