Przejdź do treści

Kultura terapeutyczna? Nie w Polsce, nie wśród dzieci i młodzieży

5 tysięcy prób samobójczych w 2022 roku. 2 tysiące z nich zostały podjęte przez osoby, które nie ukończyły 18 roku życia. Te liczby z roku na rok budzą coraz większe przerażenie. Co roku policja publikuje statystyki dotyczące liczby prób samobójczych. Co roku jest ich coraz więcej, także wśród młodych. By zbadać przyczynę tego niepokojącego zjawiska, Fundacja Unaweza postanowiła wykonać badania mające na celu zdiagnozowanie stanu zdrowia psychicznego polskich dzieci i nastolatków. W ich wyniku powstał raport „Młode Głowy”. Zyskał on popularność w sieci. Jednych zszokował, a innych… rozbawił. 

Słowo o raporcie

Raport „Młode Głowy” bada młodzież — jej sposób myślenia, tryb życia czy nawyki zdrowotne. Z badania możemy wyczytać między innymi, że  niemal 40% spośród młodych myślało o samobójstwie. Prawie 20% planowało je, natomiast aż 8,8% tę próbę podjęło. Co trzeci badany nie jest z siebie zadowolony, niemal 60% deklaruje, że czasem czuje się bezużyteczna. 51% uważa, że nie ma powodów, by być dumnym z siebie. Sam stres przerasta ponad 80% uczniów. 16% dzieci samookalecza się, a połowa ma skrajnie niską samoocenę.

Potrzebujesz pomocy? Idź do psychologa 

Wydaje się, że terapie w Polsce stają się coraz bardziej popularne. Gdy ktoś źle się czuje psychicznie, coraz rzadziej boi się przyznać, że do psychologa uczęszcza. Wyznania znanych osób, celebrytów, którzy w przeszłości depresję przechodzili, niekiedy pomagają się otworzyć i nam, zwykłym ludziom. Wzrost popularności psychologów, bez dwóch zdań, w ostatnich latach wystąpił, jednak nie na tyle duży, by tak jak „Klub Jagielloński”, wyjeżdżać z terminologią „kultury terapeutycznej”. Na tym etapie budowania psychicznej samoświadomości wśród Polaków, bardzo nieodpowiedzialnym jest wprowadzanie takich pojęć. Dlaczego? Wprowadza ono wątpliwości. Szczerze, wolę, by do psychologa chodzili ludzie z obiektywnie błahymi sprawami niż żeby unikali go ci, którzy go naprawdę potrzebują. Obecnie wydaje się, że tej drugiej grupy jest więcej. Oczywiście, ciężko to wymiernie wyliczyć, porównać, przedstawić w kolorowych słupkach na eleganckim plakacie. Tu możemy bazować jedynie na badaniach, które chociaż zahaczają o temat korzystania z pomocy psychologicznej i rzecz jasna, na własnych obserwacjach. 

Fot. Flickr

Im większe miasto, tym więcej pacjentów 

Powiedzieć „chodzę do psychologa” w Warszawie, to nie to samo co powiedzieć „chodzę do psychologa” we Włocławku, Bielsku Podlaskim, Kraśniku czy Biłgoraju. W Warszawie usłyszymy „nihil novi” (łac. „nic nowego”). W pozostałych miejscowościach, cóż, niekoniecznie. Oczywiście, możemy otrzymać pełne wsparcie. Jednak równie dobrze, ploteczki o tym, gdzie spędzamy czwartkowe popołudnia, mogą rozprzestrzenić się między sąsiednimi przecznicami, a nawet dwie ulice dalej. Jeszcze jedna rzecz — absolutnie nie kieruję się stereotypami na temat mentalności „wielkomiejskich” i „małomiasteczkowych”. Do pewnych wniosków możemy dojść, chociażby sprawdzając, ile prywatnych i publicznych gabinetów psychologicznych przypada na jednego Warszawiaka, a ile na jednego Kraśniczanina. Nikogo z góry nie oceniam i dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że 60-letni mieszkaniec z mniejszej, podlaskiej miejscowości, może być dużo bardziej świadom swojego stanu psychicznego niż 25-letni Warszawiak. Wróćmy jednak do clou. Nie możemy mówić o kulturze terapeutycznej w Polsce, gdzie przypadków, w których słyszymy, że „do psychologa to same wariaty chodzą” jest relatywnie sporo. Niestety, liczba prób samobójczych przytoczona na samym wstępie tekstu, także może nam coś powiedzieć o podejściu do poszukiwania pomocy psychologicznej w Polsce. To, że z roku na rok coraz częściej ktoś próbuje odebrać sobie życie, świadczy o tym, że ci, co sobie nie radzą, dalej boją się o nią prosić. 

Fot. Wikimedia Commons - obraz Van Gogha przedstawiający zaburzenia psychiczne
Fot. Wikimedia Commons – obraz Van Gogha przedstawiający zaburzenia psychiczne

Stres i problemy ze snem. Norma czy sygnał ostrzegawczy? 

Nie, to nie jest normalne, że nie możemy zasnąć przez parę godzin. Nie, to nie jest normalne, że budzimy się w środku nocy i nie możemy usnąć do samego rana. Normalne nie jest także to, że stresujemy się codziennie przed pracą lub szkołą. Być może brzmi to jak oczywistość, jednak zarówno problemy ze snem jak i stres stały się zjawiskiem tak powszechnym, że Polacy, zamiast z tym walczyć, próbują to oswoić. Dosłownie, oswajamy to, co niszczy nam życie. Dajemy ciche przyzwolenie na to, by nasze plany, nasz świat stawał się jeszcze bardziej zaśmiecony. Czy pójdziemy z tym do psychologa? Niestety, bardzo często problem zlekceważymy. Ponarzekamy przy winku ze znajomymi, może wyżalimy się rodzicom, ale już nic więcej, żeby nie wyjść na słabego, zrzędliwego, atencyjnego.  

Atencjusze oblegają gabinety psychoterapeutów, a do prawdziwie chorych nie potrafimy dotrzeć z powodu niewystarczającej liczby specjalistów i marnego systemu prewencji.

 

Nie chcę zniechęcać do wybrania się do specjalisty, jeśli ktoś czuje, że taka pomoc jest mu naprawdę potrzebna. Depresja to poważny problem społeczny i nierzadko śmiertelna choroba, ale moda na depresję również może przynosić opłakane skutki, na przykład odciągać uwagę od chorych, którzy cierpią w ciszy.

 

– czytamy w felietonie Konstantego Pilawy na łamach Klubu Jagiellońskiego. 

Nie jesteście atencjuszami 

Z tekstem Pilawy mam dość spory problem. Z jednej strony, stara się przybliżyć nieznane powszechnie zagadnienie „kultury terapeutycznej”, zaś z drugiej, chcąc czy nie chcąc, przemyca wiele szkodliwych treści, chociażby w wyżej wspominanym cytacie. Autor najpierw pisze o atencjuszach oblegających gabinety psychoterapeutów, a następnie dodaje, że nie chce zniechęcać do wybierania się do specjalistów. Nie wiemy, kim dla autora jest atencjusz. Od którego momentu zaczyna się problem, z którym moralnie uzasadnione jest udanie się do psychologa? Czy jeżeli problem jest zbyt błahy, należy poczekać aż będzie nam groziła śmierć? Konstanty Pilawa rzucił bardzo nieprzemyślanym tekstem, mamy mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Tak, jak z nowotworem nie czekamy, aż zaatakuje nam większą część organizmu, „by nie blokować gabinetów onkologicznych”, tak również nie czekajmy z problemami psychicznymi. Zwłaszcza że dwa, często ignorowane i bardzo popularne czynniki takie jak stres i problemy ze snem to już coś, co należy leczyć. Można najpierw skorzystać z rady farmaceuty, by ten znalazł odpowiedni dla nas lek, ale jeżeli to nie pomoże bądź nie będzie dawać długofalowych efektów, nic złego się nie stanie, gdy pójdziemy do psychologa. Podobnie jak z każdym problemem, który w naszym prywatnym odczuciu nas przerasta. Spotkanie z psychologiem to przede wszystkim proces poznawania samego siebie, a im głębiej się siebie poznaje, tym lepiej wykształca się pewne mechanizmy walki z trudnymi sytuacjami. Poprzez poznawanie siebie, poznajemy także narzędzia, którymi dysponujemy, by radzić sobie z przytłaczającą nas rzeczywistością. Terapia wiąże się z przekroczeniem barier, otworzeniem się na drugiego, nieznanego człowieka, ale chyba lepsze to niż ciągłe tkwienie w marazmie bez jakichkolwiek perspektyw na choćby drobną zmianę w dobrą stronę. 

Rodzicu, to także twoja wina

Wróćmy do raportu. Badanie „Młode Głowy” ukazuje wiele alarmujących statystyk. Gdy spojrzymy na nie wszystkie, a następnie rzucimy okiem na dane dotyczące korzystania z pomocy psychologicznej, możemy złapać się za głowę. 70% badanych nigdy nie korzystało ze wsparcia psychologa w szkole i poza nią. A potrzeba jest i to naprawdę wyraźna. Przypomnijmy, połowa badanych niemal dwustu tysięcy uczniów ma skrajnie niską samoocenę. Różne są szkoły, różne środowiska, różne rodziny, ale łączy je to, że nie wiedzą, co to znaczy być z siebie dumnym, co to znaczy zrobić dobrą robotę, sprawić sobie radość, poczuć dumę rodziców czy nauczycieli, czy najzwyczajniej w świecie cieszyć się z życia. Życie dzieci według starszych pokoleń jest beztroską przygodą, niemalże pozbawioną obowiązków, jakichkolwiek powodów do stresu. Tylko i wyłącznie rozrywki. Nauka takich banałów? To przecież sama przyjemność. Gdy starsi ludzie słyszą o tym, że dzieci coraz częściej chorują na depresję, że mają coraz mniej motywacji do nauki czy zabawy, nie chcą budować relacji z rówieśnikami, winę zwalają na te wszystkie tiktoki i inne instagramy. Po części mają rację. Bo gdy nastolatek zainteresuje się tematami związanymi z samookaleczaniem się czy samobójstwem, algorytm tiktokowy będzie coraz częściej dostarczał  materiałów na takie właśnie tematy w karcie „dla ciebie”. Z drugiej strony, przerzucanie całej odpowiedzialności na zły internet jest podejściem wygodnickim.

Rodzic musi być sprawczy

Nie po to rodzic ma dziecko, by lekceważyć zagrożenia, które płyną z nieodpowiedniego korzystania przez nie z internetu. Matka czy ojciec, mówiący, że się na tym nie zna, de facto przyzwala swojemu dziecku na robienie sobie samemu krzywdy poprzez wyszukiwanie takich rzeczy, jakich dziecko wyszukiwać nie powinno. Aby spełniać swoją rolę, rodzic powinien się edukować, wiedzieć gdzie w internecie jest bezpiecznie, a gdzie nie. Nie chodzi tu wcale o odgrywanie żandarma, który każdego wieczora będzie przeglądać dziecku telefon. Chodzi o czujność, rozmowę z synem i córką, zapobieganie temu, co w przyszłości może dziecku zrujnować psychikę. A tego, niestety, w internecie jest dużo. Ponadto, gdy rodzic przerzuca odpowiedzialność za zły stan psychiczny dziecka na telefon i komputer, w bardzo sprytny sposób unika najbardziej hańbiącej czynności na świecie — przyznania się do błędu.

Nie wolno być słabym

Tutaj znowu, badań na ten temat ciężko znaleźć, ale rozejrzyjmy się po znajomych, poprzeglądajmy jakieś dyskusyjne grupki na Facebooku. Nawet na bazie takich pozornie głupkowatych przykładów możemy zauważyć, że rodzice nie lubią okazywać takich emocji jak bezsilność. Nie lubią przyznawać się do błędów. Nie lubią prosić kogokolwiek o pomoc. Wszystko po to, by pokazać dziecku, jak bardzo jest się super. Czy zyska się tym podziw dziecka? Może czasem, ale to prymitywna, sztuczna forma budowania własnego autorytetu w domu. Krzywdzi się tym dziecko, bo widząc, że nie można okazywać słabości, przyznawać się do błędu, prosić o pomoc, swoje problemy będzie także maskować. W domu będzie udawać kogoś innego niż naprawdę jest, bo tak przecież robi mama, bo tak przecież robi tata. 

Źródło: Badanie Młode Głowy
Źródło: Badanie Młode Głowy

Idźcie z dziećmi do psychologów 

Gdy dziecko przychodzi i mówi do mamy czy taty, że potrzebuje psychologa, zdobywa się na akt niesamowitej odwagi. W polskich domach w dalszym ciągu panują filisterskie zasady. Najważniejsze, by sprawiać pozór, że jest się idealną, przykładną polską rodziną. W niedzielę na 12:00 do Kościoła, na obiad rosół, na drugie danie schabowy, ziemniaki i mizeria, od czasu do czasu wakacje nad morzem, od czasu do czasu wyjść z dzieckiem na pizzę, czy na spacer do lasu, porobić mnóstwo zdjęć, by pochwalić się kolegom i koleżankom z pracy i rzecz jasna dalszej rodzinie. W końcu wyścig o miano najbardziej idealnej rodzinki wśród znajomych sam się nie wygra. Gdy dziecko w końcu przychodzi do rodzica, mówi, że chce do psychologa, cała zasłona dymna przybiera przezroczystą barwę. Ciężko zataić fakt, że dziecko chodzi do psychologa. „Co sobie pomyślą sąsiedzi?” „Co na to babcia i dziadek?”, „To przecież dla nas wstyd!”. W najlepszym wypadku rodzice podejmą próbę poradzenia sobie z problemem po swojemu, co niekiedy jest równoznaczne z najzwyklejszym w świecie dolewaniem oliwy do ognia. Niezmiernie smuci fakt, że dalej nad kondycję psychiczną własnych dzieci wcale nie tak mało osób przestawia gadanie osób trzecich, zupełnie niezwiązane z sytuacją. Chodzenie do psychologa jest dalej traktowane jak powód do wstydu. A bez niego rozwiązanie swoich problemów ze zdrowiem psychicznych staje się dla młodego człowieka zadaniem syzyfowym. Kilkunastolatek nie ma pełnej wiedzy o sobie, o świecie, bo przecież dopiero znajduje się na etapie poznawania. Samemu może nie znaleźć odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi może udzielić psycholog. A gdy poczucie bezsensu istnienia, niska samoocena, smutny nastrój będą się utrzymywać, cóż, może się stać najgorsze. Depresja to choroba. Choroba, która, w szczególności zlekceważona, może doprowadzić do śmierci. 

Depresji dalej nie traktujemy poważnie 

Coraz więcej osób uczęszcza do psychologów. To niezaprzeczalny fakt, jednak tak jak ukazuje nam badanie „Młode Głowy”, wciąż za mało. Dlatego właśnie mówiąc o depresji, samobójstwie, o pomocy psychologicznej, trzeba bardzo uważać i nie starać się być na siłę kontrowersyjnym. Większość dzieciaków, gdy kończy te 15 czy 16 lat, rozumie, że „krawędziowość nie jest wcale taka cool”, dlatego mam nadzieję, że redaktor Pilawa z Klubu Jagiellońskiego, także wkrótce to sobie uświadomi. Raport „Młode Głowy” zapewne idealny nie jest, ale jest alarmem, sygnałem, że za parę lat depresja stanie się prawdziwą plagą, a nie każdy znajdzie pomoc u psychologa czy psychiatry, bo dobrze wiemy, że w Polsce od lat klasa polityczna traktuje zdrowie psychiczne po macoszemu. Dziś, gdy tysiące ludzi w Polsce rocznie próbuje targnąć się na swoje życie, gdy wcale nie taki mały procent nastolatków zmaga się z myślami samobójczymi, gdy tyle młodych ludzi czuje się bezwartościowych, pisanie o uczęszczaniu do psychologów jak o nowej modzie jest po prostu szkodliwe, a nazywanie osób korzystających z terapii atencjuszami to bezmyślne posunięcie.  

Źródło: Badanie Młode Głowy
Źródło: Badanie Młode Głowy

Polemika z opieszałością społeczeństwa 

Czy ten tekst należy traktować jako polemikę z artykułem Klubu Jagiellońskiego? Niekoniecznie. Polemika, owszem — ze stereotypami, popularnymi i szkodliwymi zarazem społecznymi postawi dotyczącymi zdrowia psychicznego, które tekst Konstantego Pilawy podsyca. Ten tekst to pewna forma wyrażania bólu spowodowanego społeczną bezmyślnością. O pladze depresji, samobójstw wśród młodzieży słyszymy już bardzo często, a mimo to, gdy młody człowiek zmaga się z poważnymi problemami, jego głos musi zostać zagłuszony przez stado boomerów, które musi pochwalić się, że kiedyś to się żyło bez psychologów i nie wymyślano sobie problemów. Musi być zagłuszony przez rodziców, którzy tylko ciałem są w 2023 roku i robią wszystko, by własne dziecko nie otrzymało profesjonalnej pomocy. „Bo wstyd”, „Bo od pokoleń wszyscy sobie jakoś radzili”, „Bo kiedyś było gorzej, a na półkach w sklepie to tylko ocet był”. Drodzy rodzice, słuchajcie swoich dzieci. Droga młodzieży, drogie dzieci, mówcie otwarcie o swoich problemach, potrzebach i emocjach. 

Gdy poczujecie się gorzej psychicznie, pamiętajcie, że nie jesteście sami. Dzwońcie na poniższe numery: 

Antydepresyjny Telefon Forum Przeciw Depresji

tel. 22 594 91 00

(czynny w każdą środę – czwartek od 17.00 do 19.00)

Telefon zaufania dla osób dorosłych

w kryzysie emocjonalnym

tel. 116 123

(poniedziałek-piątek od 14:00-22:00)

Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży

tel. 116 111

(czynny 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę)

ITAKA – Antydepresyjny telefon zaufania

tel. 22 484 88 01

(Czynny od poniedziałku do piątku od 15:00 do 20:00) 

ITAKA – Telefon Zaufania Młodych

tel. 22 484 88 04

Dyżury psychologów od poniedziałku do soboty, od 12:00 do 20:00

Fot. nagłówka: Flickr

O autorze

Piszę o polityce, sporcie, sprawach społecznych, kebabach, młodych ludziach i Polsce moich marzeń. Próbuję być publicystą. Lubię historię, od czasu do czasu coś pogotuję. Moje kibicowskie serce jest podzielone między Lecha Poznań a Liverpool FC. Torunianin z urodzenia, Poznaniak z wyboru.