„Il Postino” to klasyka włoskiego kina; historia przyjaźni, miłości i tęsknoty w świecie pełnym kontrastów. Film Michaela Radforda swoją premierę miał niemal trzydzieści lat temu, bo w 1994 roku. Dziś warto przypomnieć go nie tylko ze względu na poruszającą fabułę, ale również jego walory językoznawcze.
Rok 1952, niewielka wyspa u wybrzeży Włoch. Młody Mario Ruoppolo (Massimo Troisi) całe swoje dotychczasowe życie spędził w sąsiedztwie morza, jednak szczerze nienawidzi pływać łodzią. Pochodzi z rybackiej rodziny, ale pomaganie ojcu w połowach jest dla niego uciążliwe. Decyduje się więc porzucić to zajęcie i udać się do pobliskiego miasteczka, aby tam znaleźć nową pracę. W tym samym czasie na wyspę trafia Pablo Neruda (Philippe Noiret) – niezwykle popularny chilijski poeta i działacz komunistyczny, który w 1971 roku otrzyma literacką nagrodę Nobla.
Panujący w Chile reżim zmusza poczytnego autora wierszy do opuszczenia ojczyzny. Neruda wraz z małżonką otrzymują azyl polityczny we Włoszech, a ich nowym domem staje się oddalona od innych zabudowań nadmorska posiadłość. Zanim poeta zdąży zamieszkać na wyspie, otrzymuje ogromną liczbę listów. Naczelnik lokalnego urzędu pocztowego decyduje się więc zatrudnić na pół etatu nowego listonosza – tytułowego „Il Postino” – który będzie doręczać korespondencję wyłącznie Pablowi Nerudzie. Zadanie to przypada Mariowi Ruoppolowi.
Mali ludzie, wielkie słowa
Młody listonosz nie jest zbyt biegły w czytaniu, szybko jednak fascynuje się postacią chilijskiego poety. W każdej wolnej chwili oddaje się lekturze jego wierszy, uczy się na pamięć niektórych fragmentów i prosi Nerudę o autograf. Zainteresowanie początkowo nie bierze się jednak z czystej chęci poznawania poezji. Mario zauważa, że większość listów adresowanych do Don Pablo pochodzi od kobiet. W tytułowym „Listonoszu” rodzi się chęć odkrycia stojącego za tym sekretu. Neruda natomiast odnosi się do Ruoppola chłodno i lekceważąco. Z czasem jednak prosta naiwność i ciekawość doręczyciela korespondencji wzbudzają w poecie zainteresowanie. Obaj prowadzą długie rozmowy, skupiając się szczególnie na metaforach, bo te najbardziej urzekły listonosza, który jednak nie potrafił do końca zrozumieć, czym tak naprawdę są. Podczas jednego z tych dialogów Mario mówi:
Czułem się jak łódź miotana tymi słowami.
Na co Pablo odpowiada:
Wiesz, co zrobiłeś, Mario? Wynalazłeś metaforę.
Scena ta pokazuje pierwotny cel stosowania wspomianego środka stylistycznego. Służy on bowiem nazywaniu tego, co nie zostało jeszcze nazwane lub jest trudne do sprecyzowania. Jednym ze sposobów wprowadzania do języka nowych określeń jest właśnie tak zwana leksykalizacja metafor. Polega ona na tym, że metafory wchodzą do powszechnego użycia jako słowa całkowicie zwyczajne. Jednym z przykładów takiego procesu są „nogi stołu”. Gdy nie wiedziano, jak nazwać elementy podpierające blat, porównano mebel do czworonożnego zwierzęcia. Stół miał więc „niby-nogi” czy też „quasi-nogi”. Początkowo odnoszono się do tego określenia z politowaniem, traktowano je jak dziecinny pomysł, mimo że dzieci są przecież świetne w używaniu metafor i nazywaniu czegoś po raz pierwszy. Obecnie „nogi stołu” tak zakorzeniły się w języku, że jego użytkownicy nie pamiętają często o pochodzeniu tej nazwy.
Nazwać to, co nienazwane
Profesor Michał Rusinek, członek Rady Języka Polskiego i były sekretarz Wisławy Szymborskiej, w wykładzie pod tytułem „Szczyty głębi, czyli o niebezpieczeństwach, ale i pożytkach płynących z metafor” przytoczył fragment instrukcji obsługi pralki automatycznej:
Kolanko węża umieścić w świetle otworu.
Jest to przykład metafory w języku profesjonalnym. Dla osoby, która się nim nie posługuje, zdanie to może mieć całkiem poetycki wydźwięk. Alberto Manguel, argentyński pisarz, niegdyś lektor niewidomego już Borgesa, w „Pożegnaniu z biblioteką” napisał:
Ilekroć ubieramy coś w słowa, wypowiadamy wyznanie wiary w zdolność języka do odtwarzania i przekazywania naszego doświadczenia świata oraz przyjmujemy do wiadomości jego niewystarczalność do pełnego wysłowienia tego doświadczenia. (tłumaczenie: Michał Tabaczyński)
Trudno lepiej oddać esencję tego, w jakim celu wykorzystujemy metafory. Nasz język nie zawsze jest precyzyjny, ale używając wyobraźni, możemy nazwać wszystko – bo gdy brakuje słów, należy sięgnąć po obrazy.
Słowo to klucz do serca
Po tej dosyć długiej dygresji wróćmy do filmu „Il Postino”. Mario Ruoppolo zakochuje się w najładniejszej dziewczynie na wyspie – Beatrice Russo (Maria Grazia Cucinotta). Nie potrafi jednak znaleźć słów, które nazwałyby jego uczucia, umie jedynie zapytać o imię. W końcu wpada na pomysł, by wykorzystać wiersze Nerudy jako własne. Zdobycie serca Beatrice jest dla niego znacznie łatwiejsze niż dla Dantego Alighierego, do którego zresztą niejednokrotnie nawiązują bohaterowie filmu. Przywłaszczenie poezji przez listonosza nie podoba się jednak jej autorowi, który, wcześniej nieświadomy sytuacji, dowiaduje się o wszystkim od niepiśmiennej ciotki dziewczyny. Gdy jednak wyraża swój żal wobec Maria, ten odpowiada, że poezja nie należy do tego, kto ją napisał.
W następnym akapicie zdradzę istotną część fabuły wraz z zakończeniem. Możesz pominąć ten fragment i czytać dalej od śródtytułu „Dwanaście godzin przed śmiercią”.
Mario i Beatrice wkrótce biorą ślub, a Pablo Neruda zostaje świadkiem pana młodego. Tego samego dnia poeta ogłasza, że może bezpiecznie wrócić do Chile. Dla tytułowego „Listonosza” oznacza to nie tylko rozstanie z przyjacielem, ale też utratę pracy – nie miał bowiem innych adresatów poza Pablem. Ten po wyprowadzce nie pisze listów. Może się wydawać, że poeta zapomniał o Mariu i jego rodzinie. Beatrice wkrótce rodzi syna, który otrzymuje imię Pablito. Ruoppolo umiera jednak przed przyjściem dziecka na świat – ginie w zamieszkach podczas komunistycznej demonstracji. Wcześniej nagrywa Nerudzie dźwięki morskich fal, dzwonów kościelnych oraz swój głos. Potem uwieczniony został też moment śmierci głównego bohatera „Il Postino”. Po latach Pablo Neruda decyduje się odwiedzić Włochy, ale dawnego przyjaciela nigdy już nie spotka. Pozostają mu po nim tylko wspomnienia oraz kilka dźwiękowych nagrań.
Dwanaście godzin przed śmiercią
„Il Postino” to adaptacja powieści Antoniego Skármety pod tytułem „Ardiente Paciencia”. Prace nad filmem ukończono dwanaście godzin przed śmiercią odtwórcy głównej roli. Massimo Troisi od lat zmagał się z chorobą serca i nie doczekał nawet kinowej premiery „Listonosza”. Został pośmiertnie nominowany do Oscara w kategorii „najlepszy aktor pierwszoplanowy”. Statuetkę otrzymał natomiast autor muzyki do filmu – argentyński kompozytor Luis Bacalov.
Film zdecydowanie warto obejrzeć. Jest ciepły, nostalgiczny i subtelny, w niezwykle wymowny sposób ukazuje przyjaźń osób z dwóch różnych światów. Relacja Maria i Pabla to kontrast między młodzieńczą naiwnością a dojrzałym wyrachowaniem mężczyzny w średnim wieku; między człowiekiem z prostego ludu a artystą obracającym się w wyższych sferach. Opowiada o cenie ciekawości, o bólu rozstania i o nadziei, która nigdy nie gaśnie. Obraz w filmie jest dosyć prosty – tutaj główną rolę gra fabuła. Niemniej jednak znajdziemy wiele malowniczych kadrów. W końcu akcja „Il Postino” dzieje się na włoskiej wyspie. Trwający 108 minut dramat nie pozwala oderwać od siebie oczu, a końcówka ściska za gardło. To jedna z lepszych historii opowiadanych przez kinowe projektory.
Fot. nagłówka: Listonosz (1994) © Blue Dahlia Productions, Cecchi Gori Group Tiger Cinematografica, Cecchi Gori Pictures, Esterno Mediterraneo Film, K2 Two, Penta Film
O autorze
Student Dziennikarstwa międzynarodowego na Uniwersytecie Łódzkim. Pasjonat szeroko pojętej kultury, a także fotografii i wszystkiego, co jest vintage.