Jak mówi stare chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach. Chyba każdy z nas zgodzi się, że przyszło nam żyć w czasach przełomu – początek lat 20. XXI wieku będzie opisywany w podręcznikach do historii jako czas powszechnego wzrostu niepokoju o finanse, dobrostan fizyczny i psychiczny oraz bezpieczeństwo militarne. W ciągu ostatnich trzech lat nasza cywilizacja musiała zmierzyć się z konsekwencjami zaniedbań w poprzednich latach – nieskrępowany rozwój reżimów autorytarnych (np. Chiny, Rosja) doprowadził do sytuacji, w której brutalna siła zdobyła znaczące wpływy w światowych łańcuchach dostaw surowców i produktów. W wielu przypadkach krótkowzroczna polityka państw Zachodu, nastawiona w głównej mierze na bieżące zyski polityczne i ekonomiczne, stała się motorem napędowym dla wzrostu potęgi imperialnych reżimów, które wprost deklarują chęć zniszczenia cywilizacji Zachodu. Za tamte błędy płacimy teraz my – niezależnie od miejsca zamieszkania – w mniejszym bądź większym stopniu. A wiekopomne narracje o nadejściu końca historii zostały brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością.
Francis Fukuyama się mylił
Amerykański filozof polityczny i politolog – Francis Fukuyama, w 1989 roku sformułował w słynnym eseju pt. Koniec historii? koncepcję tzw. końca historii, zgodnie z którą upadek komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej jest oznaką ostatecznego zwycięstwa zachodniego modelu państwa nad reżimami autorytarnymi. Od tamtej chwili światowy ład miał być niepodzielnie dyktowany przez Stany Zjednoczone, a wszelkie konflikty i wojny miały przejść do historii. Jak się jednak okazało, Francis Fukuyama pomylił się w ewidentny sposób – historia wciąż się toczy i wygląda na to, że nie nadszedł koniec rozwoju nowych narracji. Najlepszym tego przykładem są rosnące ambicje Chin, które aktywnie działają wśród państw podatnych na wpływy zewnętrzne – tak jak kiedyś ZSRS, tak teraz Chińska Republika Ludowa promuje swój model cywilizacyjny w krajach afrykańskich, finansując przy okazji liczne inwestycje w infrastrukturę i górnictwo. W ten sposób Pekin zdobywa wpływy na obszarach opuszczonych z początkiem lat 90. przez Moskwę. Sprawa wygląda analogicznie w przypadku Federacji Rosyjskiej – mimo że w światowym ładzie politycznym ustąpiła miejsca Chinom, to jej imperialne zapędy są na tyle żywe, że Władimir Putin podjął decyzję o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, która stanowi największy konflikt zbrojny w Europie od czasów II wojny światowej.
Wysoka cena za krótkowzroczność państw Zachodu
Zbytnia pewność w niekwestionowaną trwałość hegemonii Stanów Zjednoczonych w światowej polityce i gospodarce doprowadziła w konsekwencji do otwartego, i poważnego zakwestionowania idei liberalnej demokracji jako systemu, do którego powinny dążyć światowe rządy. Od lat 90. XX wieku w zachowaniu rządów naszego kręgu cywilizacyjnego obserwować mogliśmy spadek zainteresowania rozwojem niezależności ekonomicznej oraz inwestycjami w armię. Krótkotrwałe zyski ekonomiczne przeważyły nad zdrowym rozsądkiem, powodując uzależnienie dużej części europejskiej produkcji od chińskich fabryk i dostawców z Państwa Środka. Europejczycy stali się również zakładnikami woli Putina – Niemcy będące głównym motorem napędowym Unii Europejskiej przez lata korzystały na zakupie taniego gazu i ropy z Federacji Rosyjskiej, za cenę bycia państwem zależnym. Autorytarny reżim w Moskwie wykorzystał ten fakt w ostatnich latach na swoją korzyść, stosując szantaż energetyczny jako broń przeciwko stabilności i bezpieczeństwu państw Zachodu. Z kolei zerwanie łańcuchów dostaw w czasie pandemii COVID-19 – i związana z nią inflacja – stały się dla nas kolejną lekcją, z której w najbliższych latach będziemy musieli wyciągnąć wnioski. Od tego, w jakim kierunku pójdziemy, zależy przyszłość naszych dzieci i wnuków w dynamicznym świecie.
Lata 20. XXI wieku jako czas odsłonięcia kart
Swoista wojna cywilizacji, jak powiedziałby zmarły w 2008 roku amerykański politolog – Samuel P. Huntington, wchodzi właśnie w decydującą fazę. Cywilizacja zachodnioeuropejska na początku lat 20. XXI wieku stanęła w obliczu egzystencjalnych problemów – inwazja Rosji na Ukrainę może być traktowana jako pierwszy, tak zdecydowany sygnał dla Zachodu, że weszliśmy w okres bezpośredniej konfrontacji z największymi reżimami autorytarnymi. Przestrzeń geopolityczna nie lubi próżni – w chwili osłabienia państw demokratycznych do gry wchodzą nowi gracze, którzy chcą przejąć dominację nad światem. Cel ten podsycany jest skłonnościami imperialnymi oraz historycznymi zaszłościami – Pekin chce odnowić potęgę dawnego Cesarstwa Chińskiego, a Rosja odtworzyć swoją strefę wpływów w Azji i Europie Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie władze CHRL wiedzą, że czas na ekspansję jest ściśle ograniczony – szacuje się, że Chiny dochodzą właśnie do granicy wzrostu demograficznego, który jest podstawą do budowy konkurencyjnej gospodarki. Ponadto wielkimi krokami zbliża się setna rocznica utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej, która będzie momentem przełomowym – celem Xi Jinpinga jest włączenie Tajwanu do kontynentalnych Chin do 1 października 2049 roku, co nieuchronnie wiąże się z zakwestionowaniem amerykańskiej hegemonii militarnej i politycznej w obszarze nie tylko Pacyfiku, ale i całego globu. To dlatego tak ważne jest, by cywilizacja zachodnia właśnie teraz udowodniła, że promowane przez nią wartości nie są suchymi mrzonkami, lecz fundamentami jej cywilizacji, za które ludzie będą oddawali nawet życie – co już się dzieje w Ukrainie.
O autorze
Student dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek Rady ds. Równego Traktowania przy prezydencie Krakowa. W przeszłości radny Młodzieżowej Rady Krakowa. Laureat VIII i IX Olimpiady Wiedzy o Mediach. Na co dzień interesuje się zagadnieniami z zakresu geopolityki, geografii społeczno-gospodarczej oraz historii.