„Mówienie, że szkoła w USA jest banalna, to powtarzanie nieprawdziwego stereotypu” – rozmowa ze Stanisławem Bektaşem, stypendystą programu „FLEX” oraz jednym z organizatorów projektu Exchanger, zajmującego się informowaniem o możliwościach wymian międzynarodowych dla młodzieży.
WOJTEK ZALEWSKI: W ramach programu FLEX spędziłeś rok w Stanach Zjednoczonych, ucząc się w typowym „high school”. Jakie były tam dla ciebie – ucznia krakowskiego liceum – największe różnice w podejściu do nauki?
STANISŁAW BEKTAŞ: Rzeczywiście różnic było bardzo wiele. Po pierwsze rozłożenie materiału jest zupełnie inne. Na początku roku każdy uczeń ma prawo wybrać sobie przedmioty, których chce się uczyć, z wyjątkiem matematyki i angielskiego obowiązkowych przez pewien okres. Pozostawia się wiele swobody, jednocześnie zapewniając doradztwo „guidance counselor”, który jest do dyspozycji uczniów. Różni się także budżet przeznaczany na edukacje. W szkole, do której chodziłem były boiska piłkarskie, do baseballu i baseny. Mieliśmy nawet salę teatralną. Każdy mógł rozwijać swoje pasje, niezależnie w jakiej dziedzinie.
Czyli rzeczywiście tak jak w serialu Netfixa. Szkoła, do której chodziłeś była prywatna czy publiczna?
To była szkoła publiczna, w Ameryce jest to standard. Moją uwagę zwróciło również podejście nauczycieli do uczniów, którzy są po to, aby pomagać i wspierać. Cechowała ich otwartość i tolerancja. Jest to podejście zdecydowanie różne od tego charakterystycznego dla polskiej szkoły, chociaż nauczyciele w USA nie zarabiają wcale więcej, jeśli weźmiemy pod uwagę tamtejsze ceny.
A jednak powtarza się, że poziom edukacji w Ameryce jest niższy niż w Europie.
Mówienie, że szkoła w USA jest banalna to powtarzanie nieprawdziwego stereotypu. Bardzo wiele zależy od lokalizacji szkoły, budżetu miasta, w którym się ona znajduje. Przede wszystkim jednak od chęci uczniów do nauki, ponieważ istnieje też możliwość wyboru poziomu zaawansowania przedmiotu. Ci mniej ambitni uczniowie – którzy są zarówno w Stanach, jak i w Polsce – mają możliwość nauki prostszych rzeczy. Ja wybrałem trzy przedmioty na poziomie Advanced Placement [odpowiednik polskiej matury na poziomie rozszerzonym – WZ]. Były to biologia, chemia i język francuski, poza tym uczyłem się historii Stanów Zjednoczonych, matematyki i języka angielskiego. Uzyskanie dobrego wyniku na egzaminie z przedmiotów „AP” w maju może zwolnić z nauki ich na studiach, więc jest to bardzo motywująca nagroda. Ciekawą opcją jest też możliwość wybrania tzw. przedmiotu wolnego (study hall), podczas którego można odrabiać zadania domowe lub korzystać z dodatkowej pomocy tutorów, którzy są również bezpłatnie zapewniani przez szkołę.
Czy po tej rocznej przygodzie udało ci się już odnaleźć w Polskiej szkole?
Rzeczywiście było to dla mnie duże wyzwanie, większe niż przyzwyczajenie się do amerykańskiej szkoły. Zdążyłem przywyknąć do tej otwartości, zarówno nauczycieli, jak i uczniów. W USA nie ma praktycznie niezapowiedzianych kartkówek czy odpytywania przy tablicy. Tam uczeń jest zadowolony, że chodzi do szkoły, a nie traktuje tego jako żmudnego obowiązku. Odnalezienie się w naszej szarej rzeczywistości było niezwykle trudne, gdyż pobyt w Stanach zmienił mi soczewki, przez które patrzę teraz na system edukacji. Tęsknie za tymi wszystkimi możliwościami i środowiskiem, do których miałem dostęp.
Czy w takim razie myślisz o ponownym wyjeździe za granicę, np. w celu studiowania?
Rzeczywiście rozważam taką możliwość. Zdecydowanie na studiach będę chciał skorzystać z programów takich jak Erasmus, o którym więcej opowiadamy w ramach projektu Exchanger. Jak wiadomo takie wyjazdy kształtują nasz światopogląd, poszerzają nasze horyzonty i uposażają we wspomnienia, które pozostają na dłuższy czas.
Jednak szkoła to nie jedyna część twojego wyjazdu. Jakie miejsca bądź aktywności najlepiej zapadły ci w pamięć?
Miałem niezwykłe szczęście, gdyż Bozeman w stanie Montana, gdzie mieszkałem, znajduje się zaledwie godzinę drogi od Parku Narodowego Yellowstone, który jest jednym z najpopularniejszych takich parków na świecie. Poza tym mój tata goszczący był w nim przez wiele lat strażnikiem, dlatego często zabierał mnie tam na wyprawy górskie lub na biwak. Najbardziej podobało mi się Grand Prismatic Spring, czyli duży akwen, o bardzo wysokiej temperaturze, na brzegu którego osadzają się bakterie termofilne. Wygląda to absolutnie przepięknie. Ponieważ Montana jest stanem górzystym, odbyłem bardzo wiele wycieczek po „Bridgers”, a zimą jeździłem na nartach w Big Sky Resort – jednym z największych kurortów w USA. Oprócz tego w ramach FLEX-a pojechałem na warsztaty do Waszyngtonu, a rodzina goszcząca wzięła mnie na Hawaje, do Kolorado czy do Seattle.
Czy wciąż udaje ci się utrzymywać kontakt z twoją rodziną goszczącą i kolegami poznanymi w szkole?
Rodzina, u której mieszkałem, nie miała własnych dzieci, ale równolegle ze mną przyjęła Maxima z Ukrainy. Jestem jej bardzo wdzięczny, gdyż Amerykanie przyjmujący uczniów z programu FLEX robią to, nie pobierając wynagrodzenia. Maxim ze względu na wybuch wojny pozostał w USA i wciąż utrzymujemy kontakt, często rozmawiamy. Podobnie z moją „host family”, z którą bardzo się zżyłem. W tym miejscu mogę obalić kolejny stereotyp o powierzchowności i nietrwałości amerykańskich przyjaźni. Oczywiście z kilkoma kolegami straciłem kontakt natomiast z innymi cały czas wymieniam wiadomości.
Jakie cechy charakteru są potrzebne na takich wyjazdach? Kto powinien na nie aplikować?
Ciężko jest wskazać zbiór uniwersalnych cech, które sprawdzą się w każdej sytuacji. Ja, jeszcze zanim wyjechałem do Stanów, nie byłem pewien, czy podołam takiemu wyzwaniu. Wiązało się to przecież ze zmianą otoczenia, kultury, czasowym zawieszeniem relacji z rodziną i znajomymi w Polsce. Tak naprawdę dopiero w trakcie stypendium zdobyłem te umiejętności. Na pewno osoby aplikujące na takie wyjazdy powinny wykazywać się ciekawością świata, tolerancją i otwartością. Muszą być to osoby zmotywowane do ciężkiej pracy. Trzeba zdawać sobie sprawę, że wyrównanie różnic w zakresie materiału szkolnego, szczególnie w obcym języku wymaga czasu i dużego samozaparcia. W USA ważna jest także umiejętność pracy na rzecz innych. W Stanach Zjednoczonych zarówno dzieci w szkołach, jak i seniorzy angażują się w wolontariat. Jest to jeden z filarów ich kultury. Z pełnym przekonaniem mogę polecić każdemu taki wyjazd, gdyż jest to niepowtarzalna okazja, aby zdobyć wiedzę o świecie, której nie przekaże nam żadna szkoła.
Informacje o trwających procesach aplikacyjnych na wyjazdy międzynarodowe znajdziecie m.in. w mediach społecznościowych projektu Exchanger. Jego autorzy, którzy sami uczestniczyli w tego typu projektach, tłumaczą także jak na nie aplikować, aby się dostać.
O autorze
Uczeń krakowskiego liceum w klasie o profilu prawniczo-ekonomicznym. Redaktor w czasopiśmie Młody Kraków - Czytajże!. Zwycięzca XLIX Olimpiady Historycznej. W wolnym czasie podróżuje, jeździ na rowerze lub chodzi po górach.