Przed dwoma tygodniami zakończyło się z perspektywy młodego pokolenia najważniejsze wydarzenie roku, COP27. Coroczna konferencja klimatyczna, której tym razem gospodarzem był Egipt, jak zwykle miała przynieść odpowiedź na najpoważniejsze pytanie naszych czasów: Jak będzie wyglądać nasza planeta za 30 lat? Zgodnie z coroczną tradycją, zamiast odpowiedzi otrzymaliśmy jednak kolejne dylematy.
Afrykański COP
Konferencja szybko została okrzyknięta, między innymi przez ministra spraw zagranicznych Egiptu, afrykańskim COP-em. I rzeczywiście, żądania, często wręcz na tym etapie błagania państw Afryki i całościowo, Globalnego Południa, przebiły się do głównego nurtu i zdominowały dyskusje w czasie konferencji. Przyniosło to pewne, ograniczone skutki, ale nie wywróciło do góry nogami układu sił w międzynarodowej polityce klimatyczniej. Rozgrywająca się za to w tle dyplomatyczna gra udowodniła, że bardzo trudno będzie przekonać narody Afryki, że Północ nie jest ich przeciwnikiem.
Sam fakt, że COP 27 odbywał się w egipskim mieście Sharm el Sheikh, dawał nadzieję na to, że może on być dla Globalnego Południa, zwłaszcza Afryki, punktem przełomowym. Określenie „Afrykański COP”, tak chętnie używane w głównych mediach, intensywnie zadziałało na wyobraźnię. Mobilizujący i solidaryzujący był też fakt, że tegoroczne lato nawet w Polsce było niemal nieznośnie upalne. W wielu krajach Południa określenie „nieznośnie upalne” nabrało w tym okresie nowego znaczenia, a liczne anomalie przełożyły się na skumulowaną i bezprecedensową katastrofę humanitarną. Eksperci są zgodni, że przyczyną tej skali tragedii były w dużej mierze zmiany klimatu. Zaowocowało to mniej więcej, na tyle na ile w dyplomacji jest to możliwe, spójną narracją polityczną Południa. Oczywiście, negatywnie wybiły się w tej kwestii niektóre państwa Zatoki Perskiej, które swoje relatywne bogactwo zawdzięczają petrodolarom.
Czego domagała się Afryka?
Narrację tę zwięźle przedstawił w swoim raporcie przodujący think-tank skupiający się na losach Afryki w dobie zmian klimatu, Power Shift Africa. Już we wstępie opisany został najogólniejszy postulat. Podstawowym celem Konferencji z perspektywy Afryki jest dziś: „rozwój sprawiedliwego, równego, efektywnego i ambitnego międzynarodowego reżimu klimatycznego […] wzmacniającego współpracę międzynarodową i zwiększającego wsparcie dla Afryki i innych rozwijających się państw”. Fundamentalnie, raport wskazuje na historyczną odpowiedzialność państw rozwiniętych za obecne emisje gazów cieplarnianych. To Północ powinna wziąć na siebie największą odpowiedzialność za odwracanie tragicznego trendu, który ostatecznie doprowadzi nas do katastrofy klimatycznej. Globalne ocieplenie jest, zdaniem autorów raportu (i sporej części świata akademickiego), uwarunkowane neoimperializmem i kolonializmem, również emisyjnym. Północ zaciągnęła w 19 i 20 wieku ogromny klimatyczny dług. Czas, by zaczęła go spłacać.
W ramach raportu zwrócono uwagę na praktyczne rozwiązania, w większości opierające się naturalnie na wsparciu finansowym. Przede wszystkim zasugerowano, że Północ powinna faktycznie wypełnić dawną obietnicę o przekazywaniu 100 miliardów dolarów na rok w celu wsparcia klimatycznego dla Południa. Do tego zobowiązała się już w 2009 roku. Poza tym zwiększone powinny zostać inwestycje w transformację gospodarek Południa do niskoemisyjnych, co niesie za sobą koszty kapitałowe, będące poza zasięgiem rozwijających się krajów. Neoliberalny model globalizacji sprawia, że państwa Południa, by przyciągnąć inwestorów i zapewnić mieszkańcom godny poziom życia są zmuszone do ograniczania regulacji, zwłaszcza środowiskowych. Zamyka to możliwości tworzenia niskoemisyjnej infrastruktury produkcyjnej. Wśród sugerowanych rozwiązań pojawił się również apel dotyczący utworzenia tzw. mechanizmu „strat i szkód”.
A co dostała…
Konferencja odpowiedziała jedynie na część żądań rozwijających się państw. Niestety, zwłaszcza krótkoterminowych. Mimo długich sporów i niepewnej postawy państw Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii czy USA, rzutem na taśmę udało się ustalić powołanie funduszu „strat i szkód”. Choć mechanizm, na podstawie którego ma on działać nie jest znany, jego podstawowym celem będzie możliwość udzielenia natychmiastowej pomocy finansowej i humanitarnej w sytuacji anomalii wywołanych bądź wzmocnionych przez globalne ocieplenie. Niestety, dosłownie i w przenośni wygląda to jedynie na gaszenie pożarów. Utrzymanie celu 1,5°C nie jest wykonalne w ramach obecnych planów. Z każdym rokiem globalne emisje wzrastają. Z kolei, by nie doprowadzić do podwyższenia temperatury powyżej tego poziomu, do 2030 według naukowców emisje należałoby zmniejszyć o 50%. Wszystko wskazuje na to, że czekają nas nieodwracalne zmiany. Najwyższy czas, by zacząć się na nie przygotowywać.
Klimatyczny antyglobalizm
W tle stoi szersza, antyglobalistyczna postawa Południa. Na samej konferencji, kraje rozwijające się skupiły się na przedstawieniu alternatywnego modelu walki ze zmianami klimatu, zbudowanego na fundamentach historycznej głębokiej nieufności co do intencji i działań państw Północy. To, co z ostatnich miesięcy wyciągnęły państwa rozwijające się to brak finansowej pomocy podczas odbudowy postpandemicznej, wątpliwe działania w zakresie dystrybucji szczepionek i całkowite skupienie na wojnie na Ukrainie, gdy równolegle miliony osób w Pakistanie traciły dach nad głową z powodu fali powodzi. Wszystko to Południe, zupełnie zresztą słusznie odbiera jako splunięcie w twarz i ostateczny dowód na to, jak niesprawiedliwie skonstruowany został świat w latach 80, gdy globalizacja osiągnęła swą obecną, neoliberalną formę.
Południe nie ma dziś wielkich pokładów zaufania do Północy i szuka nowych form działania. W ramach samej Konferencji, przy dyskutowaniu nad mechanizmem strat i szkód, państwa rozwijające się negatywnie podchodziły do tego, by do funduszu, dokładać miały się również Chiny. Mimo tego, że są one największym obecnie emitentem gazów cieplarnianych. Kraj Środka mimo wszystko traktowany jest, jako mniejsze zło i potencjalny sojusznik. Choć państwo to również oczywiście, również skupia się na własnym interesie, nie robi tego w tak obłudny sposób, jak chociażby Stany Zjednoczone, których markową zagrywką jest wprowadzanie praw człowieka przy użyciu oddziałów Marines. Trudno będzie Północy odkupić grzeszki poprzednich kilku dekad.
Kwestia dziedzictwa
Tegoroczna edycja COP w Egipcie nie przyniosła zmian, które uratują planetę. Nie znaczy to jednak, że należy wydarzenie to uznać za zawód. Mechanizm „strat i szkód” może uratować miliony istnień, a sojusze tworzące się wśród państw Południa mają potencjał, by popchnąć świat w kierunku większej sprawiedliwości klimatycznej. Konferencja miała bardzo silny emocjonalny wydźwięk. Drastycznie trudna sytuacja geopolityczna, w której obecnie się znajdujemy, nie ułatwia jednak współpracy, której tak desperacko potrzebnej planecie.
Pesymizmem napawa jednak fakt, że po raz kolejny COP nie przyniósł długoterminowych rozwiązań. U niektórych, w tym profesora Billa McGuire’a poskutkowało to nawet utratą wiary w samą ideę konferencji klimatycznych. Niewykluczone, że to najwyższy czas, by poszukać nowych form współpracy międzynarodowej w zakresie walki z ociepleniami klimatu. Z perspektywy nas, młodych, dziedzictwem Konferencji powinna być transformacja formy protestu. W kontekście walki ze zmianami klimatu, Afryka jest ważniejsza niż Rosja czy Ukraina. Tyle i aż tyle. Szkoda, że akurat w tej kwestii tak aktywiści, jak i rządy Północy przyjmują spójną, często szkodliwą narrację.
Fot. nagłówka: Sayed Sheasha/Reuters
O autorze
Student historii i stosunków międzynarodowych z powołania. Z miłości, poeta, muzyk, filozof, humanista. Idealistycznie wierzy w lepsze jutro. Realistycznie opisuje politykę zagraniczną. Z optymizmem popija herbatę.