Jakub Kuźmiński dla Kongresów
W ostatnich dniach naszym krajem wstrząsnęły manifestacje zorganizowane przez Ogólnopolski Strajk Kobiet. Rzesze ludzi wyszły na ulice polskich miast, miasteczek i wsi w reakcji na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, uznającego zapis o prawie do aborcji w przypadku ciężkich wad płodu za niezgodny z konstytucją. Z tego, oraz mnóstwa innych znanych powodów, wielu z nas coraz częściej zadaje sobie pytanie, jak potoczą się losy naszego społeczeństwa będącego przecież fundamentem funkcjonowania i egzystencji państwa. W końcu pada to słynne hasło – wspomniane zresztą w tytule – „Quo Vadis Polsko”?
Wydarzenia, które wciąż rozgrywają się na terenie naszego kraju, są tylko jednymi z wielu przykładów gwałtownego pogłębiania się polaryzacji polskiego społeczeństwa ze względu na poglądy społeczne, polityczne – czy też gospodarcze. Młode pokolenie Polek i Polaków – które w najbliższej przyszłości prawdopodobnie obejmie stery naszego państwa – w istotnej większości deklaruje poglądy stanowczo bardziej progresywne od swoich rodziców i dziadków, co naturalnie stanowi podatny grunt do rozwoju opisywanego już w starożytności „konfliktu pokoleń”. Jednak tym, co najbardziej przyciąga uwagę w pozornie zwyczajnym zjawisku społecznym, które będzie istnieć tak długo, jak ludzka cywilizacja, jest wykorzystywanie go w haniebny sposób przez obecną ekipę rządzącą, która nie zważa najwyraźniej na dobro nas wszystkich, lecz przy każdej nadarzającej się do tego okazji zdobywa kapitał polityczny – nawet za cenę eskalacji wojny polsko – polskiej, do której doprowadziły w znacznym stopniu lata panowania nieudolnych decydentów.
Zdaniem wielu publicystów i komentatorów polskiej sceny politycznej prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, przesądzając o treści przyszłej decyzji Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji, po raz kolejny kierował się niechlubną zasadą „dziel i rządź”. Jednoznaczne wezwanie członków oraz sympatyków partii rządzącej do obrony kościołów w celu eskalacji konfliktu, za którego odpowiedzialność ponosi przecież władza, która dobrze wiedziała o możliwych konsekwencjach decyzji TK, jest tylko jednym z tego przykładów, który zasługuje na wyraźne potępienie ze strony wszystkich środowisk politycznych.
Co istotne, główną przyczyną wydania wyroku przez Trybunał Konstytucyjny w tym, a nie innym czasie, mogła być także chęć odwrócenia uwagi opinii publicznej od nieudolności rządu w obliczu walki z pandemią koronawirusa – kwestia dramatycznego niedoboru lekarzy oraz personelu medycznego mogła zostać odsunięta na drugi plan wyłącznie w przypadku poruszenia tematu tak delikatnego, jak dostęp do aborcji.
Widoczna szczególnie dziś intencja Kaczyńskiego do rozwiązania panującego od kilkudziesięciu lat kompromisu aborcyjnego posiada również drugie dno – większość społeczeństwa (a nawet wyborców Prawa i Sprawiedliwości!) negatywnie wypowiada się, co do słuszności ostatniej decyzji Trybunału Konstytucyjnego – na pierwszy rzut oka – pomijając kwestię wygodnego przykrycia nieprzygotowania do drugiej fali pandemii COVID – 19 – wydawać by się mogło, że decyzja ta była w rzeczy samej absurdalna i kompletnie niepotrzebna. Jednak główną rolę może tu w rzeczywistości grać opisana już wcześniej naczelna dla prezesa PiS zasada „dziel i rządź”. Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy na eskalacji i tak rozbuchanego do granic możliwości konfliktu pomiędzy najbardziej konserwatywnymi członkami społeczeństwa a protestującymi, którzy tłumnie sprzeciwiają się skandalicznej decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Naczelnik państwa w sprytny sposób wyręcza się najgłośniejszymi i najbardziej agresywnymi członkami obydwu opisanych grup w celu dyskredytacji swoich przeciwników, która opierać będzie się na zarzucie zakłócania porządku publicznego, ryzyka gwałtownego wzrostu zakażeń koronawirusem oraz niszczenia mienia kościelnego i burd ulicznych, które będą w niesmak większości umiarkowanie konserwatywnej części społeczeństwa, która zazwyczaj nie angażuje się aktywnie we wspomniane protesty, a chce wyłącznie względnego spokoju na ulicach polskich miast oraz poszanowania dla narodowej religii, tradycji oraz miejsc o charakterze sacrum.
Spoglądając na genezę trwających wciąż wydarzeń w nowym świetle, jak na dłoni widać, w jaki sposób liderzy Strajku Kobiet prawdopodobnie nieświadomie dali się wciągnąć w grę Jarosława Kaczyńskiego – ciągłe deklaracje ze strony liderki Strajku – Marty Lempart – o potrzebie aborcji na życzenie, są działaniami wbrew zdrowemu rozsądkowi, który mówi, że warto teraz choć na chwilę schować swoje prywatne poglądy do kieszeni w imię wyższych wartości w przypadku, gdy większość społeczeństwa jest przeciwna zaostrzeniu prawa aborcyjnego i równocześnie popiera kompromis aborcyjny oraz wielu protestujących jest centrystami, których radykalne hasła mogą jedynie zniechęcić do pierwszego, tak wielkiego buntu społecznego przeciwko obecnej władzy.
Na potępienie zasługuje również rzucanie przez oficjalne media społecznościowe Strajku Kobiet wulgaryzmów w stronę osób o umiarkowanych poglądach na kwestię aborcji tylko dlatego, że śmiały się one wesprzeć protestujących oraz sam strajk. W ten sposób liderzy sami pozbawiają się sojuszników wśród mnóstwa ważnych osobistości będących przecież po tej samej stronie barykady! Ponadto brak zdecydowanego odcięcia się, a nawet popieranie, od aktów wandalizmu ze strony niektórych protestujących przez inicjatorów strajków jest paliwem napędowym dla nacjonalistów oraz władzy – a to wszystko służy prezesowi Kaczyńskiemu. Sposobem na powstrzymanie rozlewającego się po kraju niezadowolenia społecznego może być również oskarżenie protestujących o wzrost liczby zakażeń, który w obliczu szybko kończących się wolnych respiratorów, będzie idealnym pretekstem do zamknięcia kraju, a tym samym zduszenia protestów.
Właśnie dziś – w tych decydujących o przyszłości naszego państwa chwilach – powinniśmy zastanowić się, jakie błędy wciąż popełniamy w metodach przekonywania społeczeństwa do naszej wizji świata oraz jak nie stawać się kolejny raz w nieświadomy sposób narzędziem wykorzystywanym przez władzę do jej partykularnych interesów, które w oczywisty sposób są sprzeczne z interesem większości obywateli. Odpowiadając na pytanie przewodnie „Quo Vadis Polsko?”, na myśl przychodzi mi fakt, abyśmy zwrócili uwagę wreszcie na to, jak podziały społeczne wpływają na stosunki międzyludzkie i jakie stanowią, wykorzystywaną przecież tak prężnie w ostatnich latach przez władzę, wygodne narzędzie do manipulacji ludźmi i wzbudzania konfliktów społecznych, które są ważne z perspektywy rządzących do dalszego uzurpowania władzy. Młode pokolenie musi zrozumieć, że w chwilach ważnych musimy schować do kieszeni swoje prywatne, personalne uprzedzenia do osób o zwyczajnie innych poglądach w przypadku, gdy trwa walka o wartości najistotniejsze, a często nawet nasi dotychczasowi przeciwnicy polityczny stoją po tej samej stronie barykady co my.
Pokolenie wchodzące w dorosłe polityczne życie musi szczególnie pamiętać, by w walce o słuszne prawa i idee nie wzorować się podświadomie na metodach stosowanych przez władzę, przeciwko której się buntuje. Przyszłe pokolenie, które obejmie władzę nad tym państwem, nie może w sposobach sprawowania urzędu kierować się nienawiścią, która jest poniekąd przewidywalną reakcją na możliwość rozliczenia się z poprzednikami, którzy nigdy nie powinni uczestniczyć w procesie nadzorowania krajem, a być może nawet w życiu politycznym i publicznym. Przyszły plan naprawy Rzeczypospolitej, który jest tak trudno w rozsądny sposób opracować w czasach, gdy górę nad nami biorą silne emocje, musi być oparty na ewolucji, a nie rewolucji, gdyż nazbyt często, jak mówią to nam doświadczenia z przeszłości, zjada ona prędko własne dzieci.
O autorze
Student dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek Rady ds. Równego Traktowania przy prezydencie Krakowa. W przeszłości radny Młodzieżowej Rady Krakowa. Laureat VIII i IX Olimpiady Wiedzy o Mediach. Na co dzień interesuje się zagadnieniami z zakresu geopolityki, geografii społeczno-gospodarczej oraz historii.