W jaki sposób powinien on godnie reprezentować swój kraj? Jak powinno się podchodzić do własnej historii? Nawet my, Polacy i Polki, którzy od przedszkola uczymy się o tym, czym jest patriotyzm i poznajemy naszą przeszłość, miewamy problemy z konkretną odpowiedzią na powyższe pytania. Nie mniej jednak warto się nad nimi zastanowić.
Do zajęcia się tą sprawą zainspirowała mnie lektura wydanego rok temu przez Wydawnictwo Poznańskie reportażu pt. „Zachód słońca na Santorini”. Napisał ją Dionisios Sturis, Polak-Grek, który na kartach swojej książki przedstawił kwestię tożsamości narodowej na przykładzie współczesnej Grecji. „Zachód słońca na Santorini” prezentuje parę spojrzeń na ten temat, z których dwa przytoczę poniżej.
Świadoma pamięć
Pierwszy z nich to historia Grecji, zarówno starożytna, jak i ta bardziej współczesna. W „Zachodzie słońca” poruszane są kwestie, które w Grecji budzą ogromne kontrowersje. Przykładem tego jest grabież antycznych dzieł przez Brytyjczyków, o co Grecy mają wielkie pretensje do Londynu. Inny temat to grecka wojna o niepodległość (książka zostawała wydawana w czasie, gdy w Atenach obchodzono 200 rocznicę tego wydarzenia). Autor pokazywał tu nie tylko jej jasne (dla Greków) strony, ale również te ciemne, będące raczej powodem do wstydu niż do dumy.
Grecy, których poznałem w tej książce, byli bardzo dumni ze swoich osiągnięć na przestrzeni lat. Trudno im się dziwić, skoro w szkołach analizujemy ich starożytną historię, budowle, a nawet różne style kolumn, które oni stworzyli tysiące lat temu. Stąd też rozumiem ich determinację w walce o posiadanie swojego dziedzictwa u siebie, zamiast w muzeach z innych krajów (Luwr, Muzeum Brytyjskie itd.). Każdy naród bowiem potrzebuje mieć namacalne świadectwa, które potwierdzają jego dokonania. Jednocześnie musi on być świadomy tych wszystkich wydarzeń, które nie świadczą o nim dobrze. Z wielu zbrodni popełnianych między innymi na Turkach Grecy musieli się rozliczyć i za nie przeprosić.
„Gość w dom…”
Drugim z kolei wątkiem jest kwestia uchodźców. Sturis przedstawiał sytuację tych, którzy, poświęcając wiele, dopływali do Grecji (to zjawisko nie skończyło się w 2015 roku, ma jedynie mniejszą skalę), żeby tam zamieszkać lub iść dalej w głąb Europy. Dla nich możliwość dotarcia na Stary Kontynent była wybawieniem od okropnych doświadczeń, przez które musieli przejść w swoich ojczyznach. Stąd niestraszne im były trudne przeprawy przez Morze Śródziemne. W Grecji byli witani różnie. Mieszkańcy maleńkich wysepek oraz wolontariusze z wielkim zaangażowaniem opiekowali się uchodźcami, dostarczali im prowiant i dawali im (tymczasowe) schronienie przed dalszą wyprawą. Inaczej wyglądała sytuacja na ściśle strzeżonej przez greckich strażników granicy z Turcją. Tam odbywały się walki między nimi a zdesperowanymi uchodźcami, którzy nie chcieli zostać w Turcji.
Z tym tematem mocno wiąże się najmocniejsza i, moim zdaniem, najlepiej opisana w książce sprawa Złotego Świtu. Dla tych, którzy mogli o tym nie wiedzieć, była to radykalna, skrajnie nacjonalistyczna i antyimigrancja partia, która prowadziła regularną nagonkę na wszelkich „nie-Greków” oraz organizowała i szkoliła bojówki, które zwalczały te osoby. Dochodziło często do sytuacji, gdy w biały dzień, do osoby, która odbiegała wyglądem od przeciętnego Greka, podchodzili zamaskowani bandyci, pytali się jej „Apo pu ise?” (Skąd jesteś?) i, nie czekając na odpowiedź, katowali ją. W najlepszym razie „inny” stał się niepełnosprawny i miał przez długi czas traumę. Dochodziło często do śmierci takich osób, które nie otrzymywały żadnego wsparcia od państwa i służb porządkowych (!). Za jeden z takich mordów, dokonanych perfidnie na popularnym w Grecji raperze, wielu członków Złotego Świtu zostało postawionych przez sąd nie tyle za dokonanie morderstwa, ile też za prowadzenie organizacji przestępczej.
Co można z tego wyciągnąć?
Czytając te historie, które Sturis opisywał, trudno było mi nie odnieść ich do naszych polskich realiów. Tak samo, jak Grecy, jesteśmy narodem bardzo dumnym z naszej historii. O niej uczy się nas w szkołach, z okazji licznych rocznic organizowane są pochody, msze i inne uroczystości. Z drugiej strony mamy problem z odpowiedzialnym podejściem do naszych dziejów. Chwilami trudno nam pogodzić się z przykrymi momentami w naszych dziejach. Warto zwrócić uwagę na przypadek mordu w Jedwabnem czy pogromu kieleckiego. Nie wszystkim udało się zaakceptować okrutną rolę naszych rodaków w tych wydarzeniach. Co więcej, są tacy, którzy próbują zrzucić odpowiedzialność za nie na innych, nie przyznawać się do nich. Co do innych wydarzeń, wciąż nie skończyliśmy się kłócić o ich rolę i znaczenie. 4 czerwca, w rocznicę pierwszych (częściowo) wolnych wyborów, różne strony politycznego sporu nie są w stanie jej uszanować.
Podobnie porusza mnie kwestia gościnności wobec obcych. Przypadek Złotego Świtu pokazał mi, że należy zwalczać choćby najmniejsze przejawy dyskryminacji kogokolwiek, kto jest u nas w mniejszości. Gdy się tego nie zrobi, poziom nienawiści i przemocy wobec innych wzrośnie w taki sposób, że będzie trudny do zwalczenia. Dla rasizmu i uprzedzeń nie powinno być miejsca w żadnym współczesnym społeczeństwie.
Żeby tak się stało, potrzeba, żeby ludzie aktywnie się wstawiali za każdym. Edmund Burke miał kiedyś powiedzieć, że „aby zło zatryumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił”. Cytat ten idealnie obrazuje tę sytuację. Jeżeli bowiem społeczeństwo będzie bierne wobec najmniejszych oznak nienawiści, będzie wręcz współodpowiedzialne za późniejszą eskalację przemocy.
W przypadku opisanej przez Sturisa sprawy morderstwa rapera, nic dobrego by się nie stało, gdyby nie późniejsza reakcja naocznych świadków oraz rodziców nieboszczyka. Ich determinacja i walka o prawdę wpłynęły mocno na opinię Greków o tej sprawie oraz na sam proces sądowy. Sytuacja ta napawa więc nadzieją, że można zapobiec złu, że da się je powstrzymać. Jednak z tym związane jest aktywne działanie i brak obojętności.
O autorze
Krakowianin z urodzenia, student prawa na UJ. Pasjonat architektury, polityki, podróży, historii, literatury, muzyki i sportu. W wolnych chwilach szwenda się po ulicach Krakowa, słucha muzyki lub podcastów oraz czyta książki i gazety. Próbuje być pilnym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości oraz zapisywać swoje spostrzeżenia. Na łamach Gazety Kongresy pisze głównie o polityce międzynarodowej i krajowej oraz o historii.