Jak wszyscy wiemy, w czwartek 24 lutego Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę. Pomimo starań całego zachodniego świata, żeby ją powstrzymać, ostatecznie się to nie udało. Najpierw Putin ogłosił uznanie pseudorepublik ługańskiej i donieckiej, po czym w celu „ochrony ludności cywilnej” przekroczył ukraińską granicę ze swoimi wojskami. W następnych dniach rozpoczął ostrzał rakietowy, najpierw w cele taktycznie ważne, a później, w wyniku frustracji i porażek logistycznych, wprost w obiekty cywilne. Desperacja i wściekłość kremlowskiego tyrana oraz dotychczasowe bezwzględne oddanie rosyjskich generałów doprowadzają do szeregu zbrodni. Jednak rosyjska inwazja nie była błędem wyłącznie z powodów humanitarnych i szoku dla całego cywilizowanego świata, że rzeczy takie jak łamanie konwencji genewskiej (użycie broni termobarycznej w Ochtyrce i Charkowie) mają miejsce, ale także dlatego, że Rosja z punktu strategii geopolitycznej odstrzeliła sobie już jedno kolano i właśnie celuje w drugie.
Kraje neutralne
Turcja
Jeszcze do niedawna, kiedy ktoś zadawał pytanie o to, kto mógłby być najsilniejszym sojusznikiem Putina w obszarze europejskim, wielu w odpowiedzi wskazałoby właśnie Ankarę. W rzeczywistości relacje rosyjsko-tureckie nigdy nie należały do prostych, co się tyczy również dzisiejszych realiów. Zdaje się jednak, że Putin swoim atakiem zaprzepaścił swoje szanse na rzeczywiste przeciągnięcie Ankary na swoją stronę.
Patrząc z ideologiczno-politycznego punktu widzenia, faktycznie można dojść do wniosku, że Erdogan i Putin znajdują się w jednym bloku. Zarówno jeden, jak i drugi przeciwstawiają się Zachodowi, wprost krytykując go w swoich wypowiedziach. Obaj rządzą swoimi krajami już dłuższy czas i na ten moment nie zapowiada się, żeby to się miało szybko zmienić. Pod rządami obecnego prezydenta Turcja również wkroczyła na drogę imperialną, odrzucając starania o dołączenie do Unii Europejskiej i podejmując próby opracowania swojej własnej polityki zagranicznej. Jednak na kwestii ideowo-antyzachodniej podobieństwa się kończą.
Realpolitik – Syria, Bliski Wschód, Bałkany
Jeśli weźmiemy pod uwagę imperialne zapędy obu krajów, możemy zauważyć, że w wielu miejscach (i to tych najważniejszych) są one sobie przeciwstawne.
W dotychczas największym konflikcie zbrojnym w okolicach Bliskiego Wschodu i Europy – w Syrii – Rosja i Turcja stoją po dwóch przeciwnych stronach. Moskwa oficjalnie sprawuje pieczę nad obszarami, na których działa YPG (kurdyjskie Powszechne Jednostki Obrony), a także jest najważniejszą siłą, która utrzymuje Baszara al-Asada przy władzy. Ankara natomiast uznała Partię Pracujących Kurdystanu za organizację terrorystyczną i na ten moment przeprowadziła już kilka operacji w głąb Syrii, mających na celu ich zwalczenie. Kurdowie od lat są solą w oku dla tureckiej władzy, a ta nie cofnie się, dopóki ich nie zniszczy.
Kolejnym obszarem spornym jest Górski Karabach. To terytorium na granicy Azerbejdżanu i Armenii było niecałe 2 lata temu miejscem krwawej wojny. W tej wojnie Azerbejdżan rozgromił swojego wroga. Udało mu się to tylko ze względu na silne wsparcie Turcji, która od ponad wieku jest przeciwnikiem ormiańskiej państwowości. Jednakże, zdecydowanie wbrew tureckim pragnieniom, to pod rosyjską egidą odbyły się rozmowy pokojowe i podpisana została deklaracja zakończenia działań wojennych. Również to rosyjskie siły pokojowe wkroczyły na sporne terytorium w celu pilnowania bezpieczeństwa.
Od wieków kością niezgody są także Bałkany. Turcja po obraniu imperialnej polityki, jako rzekoma spadkobierczyni Imperium Osmańskiego, rości sobie do tego terytorium prawa. Realia jednak pokazują, że największy kraj regionu – Serbia – znajduje się pod silnym rosyjsko-chińskim oddziaływaniem (więcej o tym tutaj). Dobrym dowodem na to może być fakt, że Serbia jako jedyny kraj europejski nie potępiła rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz nie zaproponowała Ukrainie żadnej pomocy.
Turcja wybiera Zachód
Zachodnie sankcje, określane już jako najsilniejsze sankcje w nowoczesnej historii, ukazały rzeczywistą słabość Rosji. Jeśli posłużyć się bardzo dużym skrótem, Rosja obecnie może być uważana za mocarstwo tylko w trzech kwestiach: armii, broni jądrowej i dostępie do surowców. Pierwsza z nich praktycznie w całości jest zaangażowana w działania w Ukrainie (jak na jej teoretyczny potencjał z dosyć marnymi skutkami), użycie drugiej jest zbyt abstrakcyjne, żeby rzeczywiście je rozważać w kwestii sojuszy, a z surowcami i dywersyfikacją ich dostaw Turcja nie ma problemu.
Poza tymi trzema „siłami” Rosji, zachodnie zjednoczenie i ogromne obrażenia, które w tak krótkim czasie wywołały nałożone na nią sankcje, ukazują ogromną nieatrakcyjność Moskwy wobec bloku zachodniego. A skala działań Putina i okrucieństwo, jakie narzucił swoim żołnierzom, nie pozwalają już krajom choć trochę zaangażowanym na pozostanie obojętnymi.
Z tego powodu Turcja, która na początku przez chwilę starała się unikać jasnych oświadczeń, teraz dołączyła do bloku zachodniego w najbardziej istotny sposób. Kilka dni temu zablokowała rosyjskim okrętom możliwość przepływu przez cieśniny Bosfor i Dardanele, co w praktyce oznacza uniemożliwienie Rosji przerzucenie większej ilości sił na Morze Czarne, skąd może atakować Ukrainę. Ankara dalej nie nałożyła na Rosję sankcji, lecz jej wstrzymanie się od głosu podczas sesji Rady Europy nt. Rosyjskiej inwazji, a także słowa ministra spraw zagranicznych o tym, że jest to atak na Ukraińską suwerenność i integralność dają proste wnioski – Turcja już wybrała swoją stronę i na pewno nie jest to strona Putina.
Przy dalszej eskalacji konfliktu Turcja ma w zanadrzu jeszcze jedną poważną możliwość. Kilka tygodniu temu Amerykanie, w celu przeciągnięcia Ankary na swoją stronę, poparli jej sprzeciw dla idei powstania gazociągu z bogatych złóż u wybrzeży Izraela, przez Cypr, aż po Grecję. Jeżeli Europa rzeczywiście wprowadzi sankcje również na rosyjskie surowce, ten temat ponownie może wrócić na stół.
Co ważne, Turcja w ostatnim czasie mocno zacieśniła swoją relację z samą Ukrainą. Kijów sprowadza z Turcji choćby drony Bayraktar – te same drony, którymi niedawno udało mu się zniszczyć rosyjską kolumnę.
Izrael
Podobnie jak Turcja, pomimo oficjalnego stania po stronie Zachodu i bycia najważniejszym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie, Izrael również do niedawna szukał sposobów na utrzymanie z Putinem relacji choćby neutralnych.
Tutaj również głównym powodem jest wojna w Syrii. Rosjanie stoją po tej samej stronie co Iran, egzystencjalne zagrożenie dla Izraela. Tel Awiwowi zależało na dobrych relacjach z Moskwą, aby nie musieli zaprzestawać swoich bombardowań irańskich jednostek, przejmując w ten sposób kontrolę nad własnym bezpieczeństwem. Rosja zgodziła się na to, pod warunkiem, że Izrael nie będzie atakował jednostek syryjskiej armii.
Ważnym czynnikiem dla Izraela jest też respekt, jaki do Moskwy czuje. Z powodu stopniowego wycofywania się Amerykanów, jest ona najważniejszą siłą militarną na całym Bliskim Wschodzie. W regionie, gdzie cały czas toczą się dwa duże konflikty zbrojne (Syria, Jemen), systematycznie dochodzi do aktów agresji pomiędzy samymi państwami (np. Zamachy bojowników Huti w Zjednoczonych Emiratach Arabskich ze stycznia), a także dla kraju, który nie dość, że się w tym regionie znajduje, to jeszcze do niedawna miał w nim samych wrogów, siła militarna ma dość spore znaczenie.
Kolejnym argumentem miała być troska o Żydów mieszkających w Rosji. Argument ten jednak może być uznawany za wymówkę, jako że Putin o Żydach nigdy się źle nie wypowiadał, a nawet wspominał, że antysemityzm partyjny miał być jedną z głównych przyczyn upadku Związku Radzieckiego.
Reakcja wobec inwazji
Tutaj również reakcja, choć wstrzemięźliwa, jest ewidentnie prozachodnia. Izraelskie władze już ruszyły z pomocą humanitarną, potępiają rosyjską inwazję jako nieuzasadnioną i ingerującą w suwerenność i integralność niepodległego kraju, a także ogłosiły, że są gotowe pełnić funkcję mediatora w ewentualnych rozmowach pokojowych.
Na stole leży również uchylenie izraelskiej ustawy, która stanowi, że aby kraj mógł dostarczyć innemu krajowi izraelską broń, musi uzyskać na to specjalną zgodę od rządu w Tel Awiwie. Zniesienie jej znacznie ułatwiłoby krajom europejskim udzielanie pomocy wojskowej Ukrainie.
Były wasal
Kazachstan
W kraju tym niedawno odbyły się protesty i zamieszki. W ich wyniku do końca od władzy został odsunięty były prorosyjski wieloletni prezydent Nursułtan Azarbajew oraz członkowie jego klanu rodzinnego, a więcej władzy uzyskał wybrany na ten urząd w 2019 r. Kasym-Żomart Tokajew. Podczas tych protestów rosyjskie wojsko wjechało do kraju w celu „zaprowadzenia porządku”. Co jednak ciekawe, dosyć szybko wróciło do Rosji (więcej o protestach w Kazachstanie).
Reformacja w Kazachstanie poszła zdecydowanie najlepiej ze wszystkich krajów postradzieckich, które nie zerwały kontaktu z Rosją. Pomimo posiadania ponad dwukrotnie mniejszej populacji niż Ukraina, ich PKB jest porównywalne. Wydobycie surowców przez ostatnie 30 lat wzrosło 10-krotnie, podczas gdy w Rosji w tym czasie nie wzrosło prawie wcale. Kraj ten jest dla Moskwy ważny również ze względu na to, jakie konkretnie surowce się w nim wydobywa: jest to największy eksporter uranu – pierwiastka kluczowego dla działania elektrowni atomowych.
Ostatnie protesty można uznać za zwieńczenie procesu europeizacji, który w Kazachstanie odbywa się już od wielu lat. Dzięki relatywnej zamożności, kazachskie społeczeństwo mocno zbliżyło się do Zachodu i zdystansowało się od Rosji. Ma to swoje odzwierciedlenie również w handlu – w ostatnich latach ponad 50% eksportu kierowane jest do UE i to właśnie stamtąd pochodzi ponad 80% inwestycji na kazachskiej ziemi.
Proces europeizacji i dystansowania od Moskwy, który dzięki styczniowym protestom uwidocznił się również w polityce, przy okazji rosyjskiej inwazji na Ukrainę zaowocował czymś zdecydowanie nieoczekiwanym. Rząd w Nur-Sułtanie odmówił rosyjskiej prośbie o wysłanie swoich wojsk do pomocy Rosjanom w walce z Ukrainą, a także ogłosił, że nie uznaje niepodległości pseudo-republik ługańskiej i donieckiej.
W głosowaniu nad rezolucją ONZ ze środy, potępiającej rosyjską inwazję i wzywającej do natychmiastowego wycofania wojsk, Kazachstan nie stanął u boku Rosji, Serbii i Korei Północnej, głosując „przeciw”, ale wstrzymał się od głosu (razem z Indiami, Chinami i 32 innymi krajami).
Podsumowanie
Rosyjski atak na Ukrainę nie tylko pokazał, jak chory politycznie i zdolny do wszystkiego jest to kraj. Inwazja ta, wraz z sankcjami, jakie świat zachodni za karę na Rosję nałożył, obnażył jej słabość i nieatrakcyjność dla nowoczesnego świata. Klarowne stało się, że Rosjanie do zaoferowania mają tylko tępą siłę, okrucieństwo i strach. Wszystkie te przymioty nie są już cenione w dzisiejszym świecie, a na pewno nie tak wysoko jak siła gospodarcza, kontrola nad łańcuchami dostaw, zapewnienie stabilności globalnemu handlowi.
W wyniku skali swoich działań Moskwa nie pozostawiła miejsca innym krajom na pozostanie szarymi. Państwa zmuszone do opowiedzenia się po którejś ze stron, widząc rosyjską słabość, wybiorą Zachód, jeśli tylko będą mieć taką możliwość. Widać to na przykładach krajów, które opisałem w tym artykule. Mam nadzieję że niedługo będę mógł podzielić się z Państwem listą kolejnych krajów, które odwróciły się do Moskwy plecami.
Fot. nagłówka: Pavel Golovkin/Reuters
O autorze
Zafascynowany tym, jak właściwie działa świat, piszę (i mówię) o polityce międzynarodowej. Kierowany tym poczuciem zacząłem pisać artykuły do Kongresów już w lutym 2022 roku, a obecnie tworzę mój autorski podcast - Sprawy Uparcie Międzynarodowe.