Nierówności ekonomiczne to temat, który bywa w Polsce bagatelizowany. Niektórzy uważają, że są one naturalne oraz stanowią nieuchronny skutek bogacenia się społeczeństwa, dlatego nie należy się nimi przejmować. Inni twierdzą podobnie – nierówności są silnie związane ze wzrostem bogactwa, ale w sposób przyczynowy, ponieważ motywują do większego wysiłku, aby piąć się w górę drabiny społeczno-majątkowej. W ostatnich latach można zaobserwować zdecydowany wzrost zainteresowania badaczy tą problematyką. Nowe światło na polskie nierówności rzuca opublikowany na początku grudnia raport Światowego Laboratorium Nierówności (World Inequality Lab), niekwestionowanych liderów badań w tym obszarze. Polska ma za sobą ponad 30 lat udanej drogi, wiodącej ścieżką kapitalizmu, przeplatanej oczywiście krótkimi epizodami kryzysowymi. W tym tekście przyjrzę się temu, jak prezentują się nierówności ekonomiczne w III Rzeczpospolitej oraz jakie są argumenty na rzecz przeciwdziałania zbyt dużemu rozwarstwieniu.
Wzrost gospodarczy jako przypływ bogactwa
Aby zobrazować istotę i oddziaływanie zdrowej gospodarki na społeczeństwo, liberałowie czasem posługują się powiedzeniem: „A rising tide lifts all the boats” (przypływ podnosi wszystkie łodzie). Od lat 80. na świecie dominowały neoliberalne przekonania, że wystarczy „nie przeszkadzać” jednostkom w działaniu, a będą one mogły wytrwale pracować na poprawę swojego losu, dochodu, i statusu społecznego. Było tak szczególnie w USA, gdzie ów trend przyhamował za sprawą dojścia do władzy administracji Joe Bidena. Ideologia ta wiązała się często z masową deregulacją, oddawaniem kompetencji rynkom oraz rywalizacją państw o przedsiębiorców poprzez podatkowy wyścig do dna (np. powstawanie rajów podatkowych). Postęp indywidualny przedstawiany był jako funkcja liniowa osobistego wkładu ciężkiej pracy. Im bardziej się staramy, tym dalej możemy zajść. Skoro przypływ podnosi wszystkie łodzie, skąd więc bierze się coraz bardziej widoczne rozwarstwienie w miłujących wolny rynek Stanach Zjednoczonych? Dlaczego najbogatsi coraz bardziej się tam bogacą, a pensje przeciętnych pracowników pozostają w stagnacji od dekad? Wydaje się, że przypływ jednych katapultuje, a innym podaje chwiejącą się, drewnianą drabinę. Na szczęście, dzięki ostatnim wysiłkom ekonomistów, socjologów i innych badaczy wiemy coraz więcej o źródłach i skutkach nierówności, a także ich ewolucji na przestrzeni lat.
Nierówności w Polsce
Zacznijmy od tego, że do tej pory polskie nierówności były z dużą dozą prawdopodobieństwa niedoszacowane. Istnieją ku temu poważne przesłanki. Aby oszacować poziom nierówności w Polsce, Główny Urząd Statystyczny posługiwał się badaniami ankietowymi dot. dochodów gospodarstw domowych, które były wybierane losowo. W tym przypadku występuje spore prawdopodobieństwo zaniżenia nierówności, ponieważ najbogatsze gospodarstwa mogą po prostu nie zostać wylosowane. Dodatkowo bogatsi mogą mieć większą tendencję do zaniżania lub odmawiania udziału w badaniu, a odsetek odmów jest coraz większy, obecnie wyższy niż połowa. W innych państwach np. w krajach skandynawskich panują inne standardy. Tam nierówności mierzy się bardzo precyzyjnie, dysponując szczegółowymi danymi o dochodach. W Polsce mamy ankiety. Aby dobrze zmierzyć nierówności, potrzebujemy dokładniejszych danych. Pełniejszy obraz rozwarstwienia dostarcza zestawienie ankiet z danymi podatkowymi, lepiej oddającymi dochody bogatych, które mają duży wpływ na poziom nierówności. Jak wynika z badania Pawła Bukowskiego i Filipa Novokmeta „Between communism and capitalism: long-term inequality in Poland, 1892-2015”, rozwarstwienie było w Polsce znacznie niedoszacowane. Według GUS-u współczynnik Giniego (popularna miara nierówności, wartość poniżej 0,3 oznacza relatywnie niskie nierówności a powyżej 0,4 już dość wysokie) na podstawie ankiet w 2015 r. wynosił 0,3. Wyżej wymienione badanie, po uwzględnieniu danych podatkowych, wskazuje w tym samym roku poziom 0,38, a więc zdecydowanie wyższy.
Aby lepiej zrozumieć przebieg powstawania obecnego rozwarstwienia w Polsce, zacytuję w formie punktów kilka zdań z danymi z fantastycznego wywiadu z dr. Pawłem Bukowskim, opublikowanego na łamach „Magazynu Kontakt”:
1. „Uśredniony wzrost dochodu narodowego w latach 1989-2015 wyniósł w Polsce 73 procent”.
2. „Dochód uboższej połowy społeczeństwa wzrósł jedynie o 31 procent, czyli połowa społeczeństwa w Polsce doświadczyła wzrostu, który jest zaledwie połową uśrednionego wzrostu”.
3. „W przypadku górnych 10 procent (społeczeństwa) dochód wzrósł o 190 procent!”
4. „Jeszcze ciekawiej robi się, gdy spojrzymy na górny procent najbogatszych. Warto dodać, że to nie jest mała grupka, mówimy o trzystu tysiącach ludzi. Ich dochód wzrósł o 460 procent!”
5. „W latach 80. Polska należała do grona najbardziej egalitarnych krajów w Europie. W ciągu 25 lat znaleźliśmy się w grupie najbardziej nierównych europejskich krajów”.
Cały wywiad jest zdecydowanie godny polecenia, dostarcza ogromnej wiedzy na temat nierówności. Widzimy m.in. to, że transformacja i ponad 30 lat kapitalizmu raczej wszystkim wyszły na dobre, jednak różnice w odniesionych korzyściach są ogromne.
Kolejnego spojrzenia na polskie nierówności dostarcza raport Światowego Laboratorium Nierówności (World Inequality Lab), koordynowany przez wybitnych specjalistów w tej dziedzinie – Thomasa Piketty’ego, Emmanuela Saeza, Lucasa Chancela i Gabriela Zucmana. Światowe Laboratorium Nierówności w Paryżu można uznać za obecne nieformalne centrum badań w zakresie rozwarstwienia. Autorzy raportu oceniają nierówności w Polsce jako wysokie – „W Polsce, średni dochód narodowy dla populacji dorosłej wynosi 68 950 PLN. Dolne 50% zarabia 26 850 PLN, co stanowi 19,5% całości dochodów. Górne 10% zarabia średnio 10 razy więcej, 260 220 PLN, 38% całości. Nierówności dochodowe w Polsce są relatywnie wysokie jak na państwo europejskie, udział dochodów górnych 10% społeczeństwa jest na poziomie podobnym do Niemiec, ale jednocześnie znacząco wyższym niż inni sąsiedzi Polski”.
Jak polskie nierówności zmieniały się na przestrzeni lat po transformacji? W raporcie napisano: „Od roku 1990 mamy do czynienia ze spektakularnym wzrostem nierówności w Polsce. W 1990 r., do dolnych 50% społeczeństwa płynęło 28% dochodu narodowego, podczas gdy dziś jest to tylko 20%. Udział górnych 10% wzrósł z 20 do 38%. Wzrost ten jest zbliżony do innych państw byłego Bloku Wschodniego, w tym Rosji, która doświadczyła ogromnego wzrostu nierówności na fali polityk liberalizacji i prywatyzacji, które faworyzowały przede wszystkim grupy bogatych”.
W opracowaniu znajdziemy również wzmiankę o polskich nierównościach majątkowych. To pewna nowość, wcześniejsze raporty tego nie zawierały. W kwestii nierówności majątkowych, od lat możemy obserwować w Polsce relatywny status quo, co najlepiej ukazuje poniższy wykres.
Do danych o majątku należy oczywiście podchodzić z pewną rezerwą. Na przykład emeryt, posiadający dom o wartości miliona PLN, 10 tys. oszczędności i emeryturze na poziomie 2 tys. będzie miał majątek równy 1,01 mln PLN. Programista zarabiający 15 tys. miesięcznie na rękę, z oszczędnościami 100 tys., ale z kredytem na 500 tys. będzie miał majątek ujemny na poziomie -0,4 mln PLN. Mimo tego sytuacja programisty jest lepsza, ponieważ z takimi dochodami dość szybko spłaci kredyt, będzie miał własne mieszkanie, a dodatkowe dochody będą mogły zostać przeznaczone na inwestycje. Emeryt musi utrzymać się z niewielkiej emerytury i raczej nie sprzeda domu, w którym mieszka od dawna.
Nierówności – działać czy nie?
Zastanówmy się teraz, czy i w jaki sposób należy przeciwdziałać narastającym nierównościom. Należy wspomnieć, że w państwach rozwiniętych pierwsze pytanie nie jest sprawą kontrowersyjną. Można wymienić wiele przykładów krajów, gdzie występuje progresywny system podatkowy (zarabiający więcej płacą procentowo wyższy podatek), np. Niemcy, Francja, Wielka Brytania. Nawet tak często chwalony przez wolnorynkowców Tajwan posiada silnie progresywny podatek dochodowy. Redystrybucja poprzez system podatkowy jest powszechnie wymieniana w podręcznikach do ekonomii jako jedna z funkcji tego systemu. Dodatkowo argumenty na rzecz utrzymania wysokich nierówności nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Narracja, jakoby rozwarstwienie zachęcało do bogacenia się, nie jest oparta na żadnych dowodach empirycznych. Więcej przesłanek temu zaprzecza. Ludzie najbiedniejsi mają np. ograniczone zdolności kognitywne, ponieważ dominuje u nich myślenie tunelowe – muszą żyć z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, ciągle myśląc, jak przeżyją. Z oczywistych względów trudno im się skupić na rozwoju, czy zaplanować cokolwiek w dłuższym terminie. Inny pogląd to pozytywny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy, poprzez inwestycje czynione przez bogatych, którzy mogą ich dokonywać dzięki wyższym oszczędnościom. To miałoby nawet sens, ale w czasach, gdy wzrost opierał się głównie na uprzemysłowieniu, czyli potężnych inwestycjach w maszyny i fabryki. Jeśli chcemy dziś budować gospodarkę przyszłości, to kluczowe są inwestycje w kapitał ludzki (np. edukacja, opieka zdrowotna). W sposób nieodzowny są one związane z jakością usług publicznych i nakładami, jakie na nie przeznaczamy. W przypadku, kiedy duża część tych usług jest sprywatyzowana (a proces ten w Polsce coraz bardziej postępuje), system zaczyna reprodukować i wzmacniać już istniejące nierówności – bogaci mogą posyłać dzieci do lepszych szkół w droższych lokalizacjach, zapisywać je na prywatne zajęcia i kursy, a także leczyć się u specjalistów w prywatnych klinikach. Jednocześnie, wskutek przejścia wykwalifikowanych pracowników do sektora prywatnego, usługi publiczne, z których korzysta biedniejsza większość społeczeństwa, tracą na jakości. Rozwarstwienie, o którym tu mówię, nie jest jeszcze w Polsce aż tak widoczne. Wynika to głównie z faktu, że historia naszego kapitalizmu jest relatywnie krótka. Jeśli jednak w następnych latach będziemy dalej podążać za tym trendem, to w kwestii nierówności będziemy znajdować się coraz bliżej Stanów Zjednoczonych, gdzie o przyszłości często decyduje pochodzenie i majątek rodziców.
Redukowanie nierówności leży również w interesie najbogatszych. Być może dziś zapłacą wyższy podatek, ale jutro otrzymają możliwość zatrudnienia lepszego pracownika. Wzrośnie stabilność i równowaga społeczna, a spadnie poparcie dla skrajnych ugrupowań politycznych. Dziś istnieje już wiele analiz, które pokazują, że w regionach gdzie zastosowano cięcia wydatków publicznych (polityka oszczędności), poparcie dla populistów w przyszłości rośnie. Takie polityki uderzają szczególnie w biedniejszych, których dochody nie pozwalają zrekompensować utraty jakości usług publicznych. Argumenty te odnoszą się także do… dzisiejszej Polski. Pozwalają częściowo wytłumaczyć, dlaczego Prawo i Sprawiedliwość zdołało zbudować tak wysokie poparcie, szczególnie na biedniejszej prowincji. Do takiego wniosku prowadzą m.in. wyniki badań prof. Michała Brzezińskiego, dr. hab. Michała Mycka oraz Mateusza Najsztuba. Skoro było tak dobrze i wzrost gospodarczy był wysoki, to czemu niezadowolenie istotnej części społeczeństwa było tak duże? Prawdopodobnie wynika to z tego, że część społeczeństwa miała znacznie większy udział w owocach wzrostu niż pozostali. Przypływ nie uniósł wystarczająco wszystkich łodzi. Z tej perspektywy, bogaci, zamiast złościć się na innych, powinni pomyśleć o tym, jak można budować społeczeństwo bardziej inkluzywne, aby skutki wzrostu były rozłożone bardziej równomiernie.
Jakie działania można podjąć w celu uczynienia z Polski państwa bardziej egalitarnego? Jest kilka opcji, ale pierwszym krokiem powinna być na pewno naprawa systemu podatkowo-składkowego, aby był on progresywny na podobieństwo wielu państw Zachodu. Przede wszystkim należy jak najszybciej zlikwidować podatek liniowy. Przyczynia się on do sytuacji, która stanowi ewenement na ogromną skalę. Pozwala on na to, aby bogaci płacili… niższe podatki. W tej sprawie pierwotny program reform zawartych w Polskim Ładzie stanowił słuszne posunięcie. Byłby to krok w stronę ustanowienia normalnej progresji. Niestety, w wyniku oddziaływania różnych grup interesu, lobbingu oraz chwytliwych i zmanipulowanych przekazów w mediach, zakres reform został istotnie ograniczony.
Fot. nagłówka: Sylwia Arlak
O autorze
Studiuję ekonomię na UEP. Mam komfort zajmowania się tym, co lubię. Oprócz spraw gospodarczych interesują mnie podróże, piłka nożna i kuchnia.