Nie będę Wam składać noworocznych życzeń. Nie będę też z estymą podsumowywać roku 2020 i mówić, jak bardzo był okropny. Potraktuję niektóre wydarzenia z niego jako punkty odniesienia.
Przekaz, który będzie płynął z tego felietonu, mogę streścić już na starcie: ogarnijcie się i zacznijmy działać nieprzerwanie. Tyczy się to środowiska politycznego, ale i aktywistycznego.
Zmarnowane szanse.
2020 to rok zmarnowanych szans. Dla rządu, dla opozycji, dla niektórych obywatelek i obywateli.
Sytuacja spowodowana pandemią była zdecydowanie największym wyzwaniem dla wszystkich. Wyzwaniem, które przyćmiły wybory prezydenckie. Wszystkie skandale – jak na przykład te dotyczące wyborów za 70 milionów złotych, które się nie odbyły, respiratorów, maseczek – odbiły się naprawdę niewielką czkawką w formie kontroli poselskich, interpelacji, czy szczypania się w mediach. Oczywiście, nie neguję zaangażowania Posłanek i Posłów, krytykuję jednak postawę liderów ugrupowań politycznych wobec tych faktów.
Wróćmy jeszcze do wyborów prezydenckich…
Tutaj sporo się działo. Start Szymona Hołowni, zmiana kandydatki największego ugrupowania opozycyjnego, afera wokół urzędującego prezydenta dotycząca ułaskawienia pedofila, zawieszanie i odwieszanie kampanii
w związku z koronawirusem, zapewnienia premiera o ,,pandemii w odwrocie”…
Tak, wiem. Zaraz pojawią się głosy, jak bardzo byłoby to niemożliwe i trudne. Jednak wyniki II tury mówią same za siebie – różnica była niewielka i przyczynił się do niej w dużej mierze brak poparcia dla Rafała Trzaskowskiego ze strony wyborczyń i wyborców innych kandydatów. Niemniej, odnosząc się do mojej utopijnej wizji zjednoczonej opozycji…
Pomijając fakt, że dogadanie się, chociażby z Konfederacją, graniczyłoby z cudem, a zorganizowanie prawyborów –logistyczną niemożliwą przy obecnej władzy, sam fakt włączenia do debaty tematu jednej kandydatki bądź kandydata ugrupowań opozycyjnych dla Zjednoczonej Prawicy mógłby się naprawdę dobrze przyjąć. Nawet jeśli miałaby to być decyzja podjęta przez samych liderów. Tylko litości (i nie, absolutnie nie jest to żadna sugestia, kogo bym widziała jako ponadpodziałowego kontrkandydata Andrzeja Dudy), nie na zasadzie ,,jesteśmy najwięksi, więc nie macie nic do gadania” tylko po odpowiedniej weryfikacji kompetencji oraz charyzmy tychże osób.
Miło było pofantazjować o możliwościach. Ale czego jeszcze zabrakło ze strony głównych twarzy partii nierządzących?
Aborcja za trudnym tematem, więc trzymajmy się na dystans.
Tutaj chyba odczuwam największy personalny żal. Jako feministka, jako kobieta i jako osoba popierająca prawo do decydowania o swoim ciele – prawo do wyboru.
Orzeczenie Trybunału Julii Przyłębskiej przyczyniło się do największego jak dotychczas zrywu, nie ma co do tego wątpliwości. Przyczyniło, bo prawo do aborcji było jedynym z powodów, dla którego skandowano sławetne osiem gwiazd bez cenzury i kazano grzecznie podać się do dymisji. Obudziła się Wielka Polska Powiatowa. Debatę sejmową nad wpisanymi w plan obrad rzeczami przyćmiły mocne wystąpienia parlamentarzystek i parlamentarzystów dotyczące przemocy ze strony upolitycznionej policji, posiedzenia komisji dotyczące incydentów, jakie miały miejsce ze strony służb wobec protestujących, a także posłanek i posłów, którzy mieli odwagę być wtedy z nimi.
Niestety, ale nazwiska zaangażowanych w walkę nie tylko o prawo do wyboru, ale i o praworządność możemy wymienić bez problemu. Powstrzymam się jednak od tego, ponieważ nie chcę pominąć tych, którzy wspierali miasta w swoich okręgach wyborczych na rzecz tych, którzy zarywali nocki, wyciągając ludzi z komisariatów (najczęściej podwarszawskich). Myślę, że najlepiej zrobią to wyborczynie i wyborcy przy okazji następnych wyborów.
Szkoda tylko, że jeśli była mowa o właściwych, systemowych rozwiązaniach oraz o tym, jakie stanowisko wobec aborcji przyjmą ugrupowania opozycyjne, odpowiedzi były najczęściej wymijające. Pomijając moralny dylemat ,,płód czy człowiek”, najgłośniej przeciw krzyczały osoby, których prawo do wyboru nie dotyczy. Żeby nie było – nie chcę im zamykać ust, ale totalnie nie tędy droga. Natomiast, gdy była szansa na współpracę i ponowne zjednoczenie opozycji na tym polu, nikt z niej nie skorzystał. Szkoda.
Wielki zryw, w szczególności młodych ludzi, którzy dotychczas trzymali się od polityki i partycypacji w społeczeństwie obywatelskim z dala, został zaprzepaszczony. Chcę wierzyć, że nie całkowicie, bo niektóre miasta nadal protestują lub działają, zgłaszając czy zaklejając antyaborcyjne banery. Ale to walka z wiatrakami.
Mój kandydat jest lepszy niż obywatelski, czyli jak pozbawić obywatelki i obywateli obrońcy swoich praw.
Teraz troszkę o cyrku minionych dni.
O Zuzannie Rudzińskiej-Bluszcz, kandydatce na urząd RPO odrzuconej przez Prawo i Sprawiedliwość w dwóch głosowaniach, nie można było nie usłyszeć. W szczególności, gdy na głosowanie musiała czekać na sejmowej podłodze.
Warto zaznaczyć, że poza ogromnym doświadczeniem w prowadzonych sprawach jako prawniczka oraz tym zdobytym w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, jest ona kandydatką społeczną. Co to oznacza? Że zyskała poparcie ponad tysiąca organizacji pozarządowych, a zgłoszenie jej przez kluby parlamentarne Koalicji Obywatelskiej i Lewicy jest tak naprawdę czystą formalnością.
Oczywiście, tutaj opozycja również mogła współpracować. Ale Koalicja Polska (po przyłączeniu się do dwóch poprzednich zgłoszeń jej kandydatury) i Konfederacja zdecydowały się na veto poprzez ogłoszenie swojego kandydata – Roberta Gwiazdowskiego.
W momencie kluczowym dla obrony praw obywatelskich w Polsce, gdy osoby protestujące zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej (bo zgromadzeń nie można zakazać rozporządzeniem), a prokuratura i policja wspólnie ścigają nastolatków, obserwujemy taką farsę.
Jedna wielka niewiadoma.
Jako aktywistka, która jest zarówno na ulicy, ale i słucha tego, co mówią z mównicy – wiem, że musimy nadal się mobilizować.
A to, że się posuną, jest więcej niż pewne.
Nie możemy zapomnieć o tym, że w trakcie pandemii dopuścili się kolejnych afer finansowych. Do kompletnej zapaści sektora służby zdrowia, którą mogli przygotować na drugą falę, a czego nie zrobili. Do tego, że prezes zdecydował się wkurzyć kobiety i wyciągnąć je na ulice w dobie pandemii.
Jeszcze nadejdzie sąd ostateczny.
Musimy tylko nie tracić mobilizacji i nie pozwalać sobie na przystanki.
Bo oni z odbieraniem nam wolności nie zaczekają.
O autorze
Aktywistka, feministka, studentka I roku politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Na co dzień pracuje w Biurze Krajowym Partii Zieloni oraz jako specjalistka ds. ochrony praw człowieka w Biurze Poselskim dr Tomasza Aniśko, szczególnie w zakresie prawa uchodźczego. Miłośniczka podróży w stylu low budget, muzyki alternatywnej, tatuaży, kolczyków, grunge'u i kotów.